My, Naród
Jestem pod ogromnym wrażeniem tej książki Jill Lepore. Czytam ją po raz drugi (z rzędu), żeby lepiej przyswoić historię USA, która zawsze mnie interesowała. Spędziłem w Stanach trochę czasu - w różnych moementach historii "najpotężniejszego" kraju. Ten "potężny" kraj zaczyna mieć (sic!) gliniane nogi.
Autorka w doskonały sposób uświadamia czytelnikom, że mechanizmy, które rządzą światem polegają zawsze na tym samym - dbaniem o własny interes, który najczęściej stoi w sprzeczności z interesami "tych drugich".
Śmiało można powiedzieć, że była ogromna szansa, żeby niewolnictwo skończyło się w momencie podpisania konstytucji (a nawet wcześniej), ale na drodze stanęły partykularne interesy. Ta skala makro, zaryzykowałbym stwierdzenie odnosi się też do mechanizmów w skali mikro człowieka (wliczam siebie).
90-letni bohater książki Anthonego de Mello "Przebudzenie" mówi "całe życie się myliłem" - okrutne przyznanie się do porażki, choć jednocześnie ilu z nas potrafi to powiedzieć. (albo czy warto w ogóle to mówić - może trzeba rozpychać się łokciami, relatywizować rzeczywistość, aż osiągnie się "swoje", bo "swoje" jest najważniejsze. Zdaje się, że patrząc przez pryzmat historii przyznających otwarcie "omylność" jest garstka.
Autorka pisze: (parafraza) "Jaka siła powstrzymuje dobrych ludzi przed czynieniem zła? Uczciwość, charakter, religia - na nich jak dowodzi historia nie można polegać". To zdanie mnie poraża. Więc czym się kierować? Schopenhauer miał rację?
Komentarze
Prześlij komentarz