"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

Jestem w trakcie kończenia scenariusza do "Opowieści wigilijnej". W zasadzie pomysł, żeby akurat to zrobić zrodził się jakby mechanicznie - to znaczy potrzebne było "coś" świątecznego. Początkowo chciałem obsadzić Łukasza jako Scrooge'a, ale im dłużej myślałem o treści, tym bardziej przekonywałem się, że ja powinienem to zagrać. Nastrój postaci jest zbliżony do mojego ogólnego nastroju. Scrooge jest depresyjnym, "ciemno" myślącym, racjonalistą - przynajmniej na początku. 
Ot powstałby spektakl dla dzieci i dorosłych. 
Wczoraj doszedłem do sceny, kiedy bohatera odwiedza pierwszy duch - przeszłości. I jakby mnie piorun strzelił. Jednak nie ma przypadku (tekst wybrał mnie ;) ) - wzruszyłem się, kiedy postać wróciła do swojej przeszłości. To dla aktora oznacza, że jest szansa uzyskać jakiś rodzaj prawdy. Wiem, czego się będę w tych scenach chwytać. Nabiera to dla mnie od razu innego sensu. 
Co do tematu samego tekstu - już od długiego czasu zastanawiają mnie decyzje. Na ile są świadome. Do czego prowadzą. O tym zrobiłem "Terror". W przypadku "Opowieści" autor nawołuje do przypomnienia sobie o innych, do zrewidowania własnego sposobu myślenia o ludziach. Jakoś to wydaje mi się mega-aktualne, nawet w tej wersji pedagogicznej (autora). Wolałbym, żeby nasze przedstawienie nie było pedagogiką... ale jeszcze nie wiem. 
Książka powstała jako upomnienie ludzi w czasach, kiedy rozwijał się w Anglii industrializm. Pojęcie "człowiek" przestało znaczyć to samo. Była ogromna potrzeba zadbania o najniższą sferę. 
Ta rzeczywistość mogłaby być skopiowana na scenie - i pewnie zachowałaby swoje uniwersalne przesłanie, ale to wydaje mi się za proste: dlatego po raz pierwszy uwspółcześniam tekst jako eksperyment teatralny. 
Sam często zastanawiam się, po co reżyser uwspółcześnił daną sztukę (szczególnie Shakespeare'a) - uwspółcześnił to znaczy tutaj - powiedzmy w "Księciu Niezłomnym" Calderona wprowadził komandosów, miejsce akcji zamienił na basen (!!!). Po prostu nie jestem w stanie zdekodować takiego zamierzenia. 
Teraz sam się z tym zmierzę - zamieniam Scrooge'a w prezentera telewizyjnego, który ma dwie twarze - miły i lubiany, kiedy na wizji i druga prawdziwą - kiedy jest poza kamerą. 
Konsekwencje takiego wyboru są ciekawe, bo uruchamiają całą machinę teatralną - już wiem, że będzie ekran, na którym w pierwszej scenie wyświetlane będą wiadomości, żeby później wykorzystać go do odwiedzania przeszłości, teraźniejszości i przyszłości z duchami.
Na dziś stawiam sobie takie pytanie: Scrooge zapomniał o tym kim był, jaki był. Czy "powrót do siebie" oznacza tylko dawanie pieniędzy biednym? Na pewno nie. Jaką tu metaforą to poprowadzić w finale? 
PS. Dobry tytuł na spektakl "powrót do siebie".   


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Barbie" - myśli - AKTUALIZACJA

Prace nowe - Bestia