Owacja owacji nierówna - czyli spektakl "1989"



Tak to mi się najczęściej układa, że jak już dotykam jakiegoś tematu - to potem uzyskuje nowy feedback jego dotyczący - zewsząd. (Albo po prostu tak działa mój mózg, że wszystko przekładam na ten temat i analizuję). 

Finalizuję nagrywanie podcastów o teatrze, spotykam się ludźmi, którzy (najczęściej) z teatrem niewiele mają wspólnego poza tym, że uczestniczą w projekcie, w ramach którego jeżdżą na spektakle. Moim zadaniem jest porozmawianie z nimi o tym, i w ten sposób (potencjalnie) zadbanie o szerszy oddźwięk wśród tych, którzy w tym projekcie nie biorą udziału (a mogliby). 

Owacja na stojąco! Co to jest?

Pewna pani powiedziała mi, że "ciągle są tylko owacje na stojąco, już nieważne co się dzieje na scenie - zawsze owacja na stojąco". To prawda szczególnie w amatorskich produkcjach (produkcjach za darmo) - ludzie w ten sposób, zdając sobie sprawę, że to niezawodowcy, doceniają pracę podobnych im ludzi. Lub: opcja mniej optymistyczna akceptują wszystko, bo... w teatrze nie bywają. Ergo: jest to dla nich terra incognita, i niespecjalnie wiedzą JAKI teatr może być. (w tym temacie nie będę widzów degradował - wybieram opcję pierwszą).

W naszych produkcjach też najczęściej jest owacja na stojąco, ale nauczyłem się tym nie ekscytować, bo ja obiektywnie wiem, co jest udane, a co nie. ALE: nie będę też (jak kiedyś) zatracał się w poczuciu braku doskonałości, bo to do niczego dobrego nie prowadzi. Trzeba starać się według własnych umiejętności i sił. Od zawsze powtarzam: jeśli jest wysiłek, będzie dobry efekt. Sprawdza się. (Spektakle, w które nie włożyłem wystarczającego wysiłku, były nieudane - ale... owacja na stojąco była (sic!)). 

Owacja owacji nierówna. 

Żona zabrała mnie do Teatru Szekspirowskiego na spektakl "1989". Opiszę wrażenia w oddzielnym poście - na razie skoncentruję myśli na finałowej owacji na stojąco. 

Pierwszą cześć (i fragmenty drugiej) spektaklu oglądałem na ogromnym wzruszeniu. W przerwie moja żona stwierdziła, że nie wiedziała, że tak mnie to poruszy. I dodała "ale pewnie wzruszyłeś się, że oglądasz tak dobry teatr". I miała 100 procentową rację. Faktycznie - fabularnie się wzruszałem, ale kiedy potem pomyślałem o takim ciągłym stanie wzruszenia, który mi towarzyszył - to faktycznie dlatego, że jak widzę Dzieło Sztuki, to podziwiam całym sobą, zazdroszczę umysłowi, który to wymyślił, fascynuję mnie, że są tacy twórcy. I zazdroszczę (to już dwa razy). 

Cieszę się też, że jestem tak zanurzony (z racji zawodu) w tym świecie "fikcji", że wszystko (lub prawie) rozumiem, i z łatwością odczytuję zabiegi reżyserskie. (Pewne popkultrowe rzeczy musiała mi żona wyjaśnić). Tam jest tyle wspaniałego (a jednocześnie podporządkowanego głównej myśli) nieoczywistego teatru, że można by napisać pracę doktorską na ten temat. 

Owacja - w tym przypadku - mogłaby trwać nawet dłużej, żeby podziękować aktorom za ich niesamowity wysiłek, reżyserce za przemyślane genialne konstrukty myślowe, rozpuścić się w doskonałej choreografii (która ma sens). Co to za spektakl! Podziękować w postaci owacji, to jedyne co możemy zrobić - bo gdyby "dopaść" aktorów, i chcieć im dziękować osobiście... oni - nie wyszliby z teatru. 





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

"Barbie" - myśli - AKTUALIZACJA

Prace nowe - Bestia