Sz(t)uka z pretensją

Kiedy żyje się w takim momencie, który może nie trwać wiecznie; kiedy wydaje się człowiekowi, że ogarnia, co się wokół niego dzieje: są cele, jest wysiłek, plany, tymczasowy brak strachu, nawet okazjonalny przypływ odwagi i wiary, że może się (chciałem napisać "wszystko") wiele (to słowo bardziej leży mi w ustach, lub jak kto woli pod palcami klawiatury), wtedy właśnie trzeba znaleźć sposób, żeby tego momentu nie przegapić, i nieustannie poszukiwać sposobu, żeby trwał choć jeszcze jeden dzień.  Te przemyślenia dotyczą również pewnych refleksji, które mam dotyczących sztuki. 

Po co ją chcemy robić? Całe życie byłem uczony, że sztuka to wyrażanie siebie, tym się kierowałem kiedy coś się powiodło. (O wielokrotnych porażkach szkoda pisać). Byliśmy w weekend w Zbrojowni w Gdańsku, oglądaliśmy "najlepsze" dyplomy z ASP. W opisach prac dominuje język, którego staram się unikać (ale też wpadam w pułapkę wyobrażenia, że sztuka wymaga opisu przy użyciu słów "współczesny", "kondycja człowieka", itd. 


I tu wracam do tego, czego byłem uczony: wyrażać to, co w nas siedzi za pomocą sztuki - dobrze. Ale po co? Albo zasadniejsze pytanie brzmi: dla kogo? "Najlepsze prace dyplomowe z ASP" świetnie egzemplifikują ten problem. Bardzo dużo tam prac, które są analizą wsobną; tym samym prace nie "łapią" jakiegoś kolektywnego ducha, cieżko się choćby minimalnie zidentyfikować - nie mówię tu o schlebianiu publiczności i robieniu "pod publikę", tylko wyrażaniu poprzez sztukę czegoś na kształt "czy ty (oglądający) też tak masz? A może masz inaczej. Co myślisz?". Albo jak zwykła mówić aktorka Teatru Rapsodycznego Danuta Michałowska do recytatorów podczas finału OKR'u: "dlaczego zabierasz (recytatorze) mi czas"? Co ważnego masz do powiedzenia? Dlaczego mam tego słuchać?

Podobną konstatację wyrażała Ayn Rand (której literaturę podziwiam) - napisała kiedyś, że jej twórczość musi być uniwersalna (to duże uproszczenie; trzeba przeczytać jej wypowiedź jej słowami), a więc mieć coś z filozofii (nota bene ona stworzyła filozofię obiektywizmu). 

W Projekcie 41 niczego ważnego nie mówimy ze sceny - na razie wszystkie prace są raczej "przyjemne" dla oglądającego. Jeszcze żaden z aktorów nie powiedział mi ani słowa o sobie wobec roli. I dobrze. Już to przerabiałem, i nie kończy się to dobrze. Dystans być może pozwala (na tym etapie) nie epatować patetyzmem. Jednocześnie jest to ciągle "zabawa", choć przez wszystkich traktowana serio i z autentycznym zaangażowaniem, dzięki któremu nasze projektu nie są byle jakie. 

Przyglądając się sztuce... tak sobie myślę, że żeby naprawdę stworzyć coś wyjątkowego, musi to człowieka kosztować - coś wewnątrz się dzieje. (to też przerabiałem; miałem szczęście oglądać Irenę Jun i potem rozmawiać z nią o tych "kosztach" - potwierdziła, że tak jest zawsze w jej przypadku, kiedy jest dobra na scenie).  Jednocześnie dobrze sobie zadać pytanie, które teraz zadaje sobie z przekonania jakiegoś dziwnego, że mam coraz mniej czasu - dlaczego ktoś ma czytać moje książki, oglądać spektakle, czytać artykuły... 

Na zdjęciach: prace, które coś ze mną robią; dają jakąś przestrzeń dla głowy. 

W tytule posta "szuka", no bo czym są te próby, jeśli nie szukaniem jakiegoś wehikułu, dla tego co siedzi we łbie. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

"Barbie" - myśli - AKTUALIZACJA

Prace nowe - Bestia