"Przyjaciel do końca świata" - co by było

 

Jest dwóch aktorów z jakąś niesamowitą inteligencją "sceniczną", których szczególnie podziwiam. Myślę tu o szczególnym rodzaju obecności w filmie - i o naprawdę nieoczywistym mądrym/intelektualnym dialogowaniu (często bazującym na dojrzałych (?) reakcjach na to, co się dzieje. Takiej obecności tu i teraz, która podbija wiarygodność fabuły. Pierwszy z nich to Ryan Raynolds, a drugi to Steve Carell. 

Proszę się przyjrzeć jak oni prowadzą role - nie ma w tym przesady (kiedy ona nie jest celem) - jest spokojna obecność - i niesamowicie mądrze prowadzone dialogi. Oczywiście nie oni te dialogi sobie piszą, ale też nieprzypadkowo akurat oni są obsadzani do ról, które właśnie takimi dialogami operują. 

Warto też może przeanalizować sobie ten film pod kątem reakcji na to, co się wydarzyło lub jak fabularnie prowadzony jest dialog - zawsze nie tak jakbyśmy się tego spodziewali - więc przyciąga to (mam nadzieję) uwagę widza. W scenie z ojcem - bohater, który ma nieuregulowane rachunki z nim - nie krzyczy na niego, nie wymusza ekstensywnych przeprosin - krótko i "pięknie" - artykułuje swoje emocje. Emocje są prawdziwe! (Niech mi ktoś jeszcze raz powie, że to widz ma przeżywać - słabi aktorzy używają tego powiedzenia, żeby usprawiedliwić swoje dyletanctwo - to sformułowanie "że widz ma przeżywać" jest (prawie) zupełnie niezwiązane z kondycją aktora. Ale to zupełnie inna historia). 

Film jest reklamowany jako komedia. No i jest śmiesznie. Ale jakoś "pod" ("za"?) tym śmiechem kryją się potrzeby ludzi, żeby nadać swoim życiom sens. Część zachowuje się jak dzieci z "Władcy Much" - i nagle wszystko im wolno. Albo inaczej: już nie muszą udawać. Nieprawdziwe miłości, niespełnione pragnienia jeszcze do niedawna "dobrych obywateli". I z drugiej strony: potrzeba miłości, rozliczenia się ze sobą, z bliskimi - ale (jak już napisałem) nie wyżywająca się na nich, obarczają ich czymś, agresywna - przeciwnie - chętna do wyciągnięcia ręki na zgodę - albo nawet więcej - do powrotu do jakiegoś dobrego momentu z przeszłości, który wydawało się już dawno odszedł. 

Ostatnia scena... jest (dla mnie) tym czym związek powinien być - trzeba zobaczyć. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

Agent - Ostatnia prosta

Charytatywnie. Sensownie. I na spokojnie.