"Oskarżam Auschwitz" - Mikołaj Grynberg
Po"...wiem, że spotkałem faceta z Polski, z którym opowiedzieliśmy sobie kompletnie różne historie, które były całkiem identyczne. Jak wszedłem do tej kafejki, spojrzałeś mi głęboko w oczy, zanim się sobie przedstawiliśmy. Nie byłem pewny czy to ty, ale to spojrzenie, trwające trochę dłużej niż takie spojrzenia zazwyczaj trwają, było warte mojej półtoragodzinnej podróży na Manhattan. Twoje oczy były smutne, a ja znałem już takie oczy. Mój ojciec tak na mnie patrzył. Za każdym razem, gdy wracałem ze szkoły, tata mnie wołał i patrzył mi w oczy. Czasami nawet miałem wrażenie, że on patrzy przeze mnie gdzieś dalej. Zawsze to trwało dla mnie trochę za długo, a później tata mówił: „Idź i powiedz mamie, że wróciłeś”. Powiem mamie, że wypiliśmy kawę i popatrzyliśmy sobie w oczy..."
Moja dodatkowa refleksja, wykraczająca trochę poza samą treść książki - do zapamiętania przez mnie: to książka też dla człowieka, który codziennie ma potrzebę racjonalizacji zachowań drugiego człowieka (swoich własnych już nie); któremu wydaje się, że życie jest logiczne - a precyzyjniej, że działania człowieka podlegają prawom logiki. Nie podlegają. Nasze działania są podyktowane temu, co przeżyliśmy. Co odcisnęło na nas piętno - obojętnie czy jest to dzieciństwo, relacje, czy Auschwitz (choć to ostatnie wymyka się wyobraźni). Nie da się od tych spraw uciec. Przykład banalny: dziś widziałem jak matka uderzyła w tramwaju swoje dziecko - jego reakcja? - zaczął uderzać w fotel z całej siły. Matka znowu go uderzyła, on jeszcze mocniej i częściej uderzał w fotel. Jest zależność między jednym a drugim?
Komentarze
Prześlij komentarz