Ludzie są coraz bardziej rozdrażnieni - covid
Okazuje się, że w Polsce ludzie są równie sfrustrowani. Pierwszy raz przydarzył mi się, kiedy byłem w restauracji w Kielcach na śniadaniu (przedpremierowe granie spektaklu). Czekałem na aktorów, oczywiście się spóźniających. Przy stole siedział mąż z żona, a naprzeciwko ich dzieci (dorosłe już). Żona poprosiła męża, żeby ten zrobił jej kawę. Bardzo uprzejmie. Od tak. Na to mąż zaczął na całą restaurację krzyczeć na nią, że nie jest jest służącym, i żeby sobie sama (ku...) zrobiła. Ja zazwyczaj nie reaguje na zaczepki, ale chyba z powodu tego spektaklu nad którym pracujemy, coś we mnie pękło. Podszedłem do tej pani, i zaproponowałem, że chętnie zrobię jej kawę. Myślałem, że facet mnie zabije. Oczy zrobiły mu się czerwone, a kark jeszcze bardziej wystający. Obejrzał salę, (mnóstwo ludzi) i... nie ruszył się. Zrobiłem kawę, podstawiłem pani. Usiadłem przy swoim stoliku.
Dziś byłem w aptece. Pan płacił za receptę. Akurat przypadkowo spojrzałem na to czym płacić. Zapłacił. Pani mu wydała, a on zaczął się w głos awanturować, że dał 100 zl, a nie 50 zl. Grzecznie odpowiedziałem, że dał 50 zl i pani ma rację. Zostałem wyzwany z góry na dół. Ale ostatecznie pan wyszedł, grożąc że wróci z policją. (w aptece są kamery, więc szybko ekspedientka sprawdziła, że było 50 zl)
Nie specjalnie wierzę, że ludzie są źli. Choć ostatnio mam obawy, że może jestem naiwny. Jedno jest pewne - rośnie frustracja w ludziach, jakaś niezgoda, niemożność poradzenia sobie. Covid tylko to pogłębił. Uwypuklił.
Przypomina się fragment "takiemu człowiekowi trzeba pomóc" (Helmut Kajzar). To trudne.
Komentarze
Prześlij komentarz