Nagroda i awans - pandemia


Tak to już jest, że jak się czegoś nie spodziewam, to wydarzają się rzeczy niespodziewane - w zasadzie w każdej dziedzinie mojego życia. Kinga Kiedrowska awansowała do finału. Jest kolejną osobą ze Studia, której się ta niełatwa sztuka (tylko dwie osoby przechodzą z województwa) udała. Mamy bogatą tradycję w awansie do finału. Pamiętam jak zaczęliśmy wygrywać wojewódzkie, praktycznie od pierwszych lat Studia (Lukasz Sajnaj- wywiedzione ze słowa, i Marta Kurzak - recytacja) i wszyscy się dziwili - z Chojnic??? wygrywają??? Jak to możliwe? A gdzie są te Chojnice?

Przygotowywałem dwie osoby do OKR'u w tym dziwnym roku. Było mało czasu, ale wystarczająco, żeby skupić się na tym co ważne. Dowiedziałem się o sobie, że mam zdrowy dystans już do konkursów - nareszcie pojąłem (pojąłem to już dość dawno, ale teraz jest to normą), że konkurs niczego nie zmieni - jest i ma być krokiem w rozwoju. Wygrać jest "fajnie", ale czasami źle - nagrody uspokajają, hamują chęć rozwoju. Porażki bywają korzystniejsze w tym sensie. 

Obie dziewczyny uczyłem tylko dwóch rzeczy - inwestowania w emocje, i logiki (nie mówienia słów, jeśli się nie przemyślało, inwestowania w konkretne obrazy). Debiutująca Kinga świetnie mówiła teksty na próbach. Nie wierzyła, że może coś wygrać, a ja się w ogóle nie zastanawiałem nad tym. Stresowały się sceną i konkursem, myśląc, że na tym wojewódzkim, to dopiero będzie poziom! Powiedziałem jej tylko, że to, co ona robi na scenie jest już wyjątkowo - rozumiem to tak, że nie umiałbym powiedzieć tak jak ona - bo to nie jest techniczne mówienie - tylko ona już wspięła na szczebel prawdy scenicznej. To jest rzadkie. To jest najtrudniejsze w sztuce - osiągnięcie prawdy. Do tego być powtarzalnym - a więc za każdym razem na nowo tę prawdę "osiągać". 

Są tam ciągle błędy, które ona już sama zauważa, ale na tym etapie nie będziemy ich poprawiać, dopóki nie opanuje zadań "na teraz". Poczuciem rytmu i poszerzaniem jej zasięgu tonacyjnego zajmiemy się później. Jej największym wrogiem jest artykulacja, szybki sposób frazowania, i tendencja do "gubienia głosu". 

Podobnie Oliwia, która nie dostała nagrody, była bardzo dobra. Miała gorsze, trudniejsze teksty, a i tak powiedziała je świetnie. Nie chciałem jej mówić przed konkursem, że ten wiersz, który wybrała słyszałem ze sto razy i zawsze mówiony źle. Sam bym też nie umiał tego powiedzieć ("życie na poczekaniu" Szymborskiej), a ona i tak podczas konkursu obroniła go. Usłyszałem, że ma ciekawe barwy, i że pomimo mało atrakcyjnych tekstów jest bardzo blisko prawdy. Już potrafi mówić prawdziwie - na próbach bywało różnie - czasami udawało się, czasami nie. 

Jestem dumny z obu. I nie stawiam jedną wyżej od drugiej. Wykonały obie świetną pracę. 

Kinga po konkursie powiedziała mi "było mi dobrze na scenie". to wiele mówi. To jest platforma dla ludzi mających coś do powiedzenia. nie dla narcyzów zakochanych w sobie.  

Nie lubię recytacji w konkursach. Lubię tę formę tylko jako przygotowanie pod pracę teatralną. W konkursach wydaje mi się to coraz mniej miarodajne. ale jako rodzaj ćwiczenia jest to doskonałe narzędzie. 

Bardzo dużo się dzieje w Studiu. Od kilku miesięcy pracuję praktycznie 7 dni w tygodniu. Kończę spektakl "Dopóki śmierć nas nie rozłączy", ale ciągle nie mam satysfakcjonującej ostatniej sceny. Dziś mieliśmy próbę, ale ona była trudna dla mnie. I wiem jedno - Lisa ma rację, i Gilles ma rację, i co oni z tą racją robią? 

Nie umiem tego spektaklu zakończyć. Wewnętrznie odczuwam, że ich rozejście się jest... zbyt blisko prawdy, choć to trudno wyjaśnić komuś, kto myśli, że teatr to fikcja. (Co za idiotyczne enigmatyczne ostatnie zdanie)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

"Barbie" - myśli - AKTUALIZACJA

Prace nowe - Bestia