"Świadectwo urodzenia" - Różewicz Stanisław

Zgodnie z przyjętą przeze mnie zasadą - najpierw czytam o reżyserze (żeby potencjalnie dokładniej przyjrzeć się stylowi), a potem oglądam film. 

Przepięknym jest film "Świadectwo urodzenia" - to są kadry malarza. Zatrzymania akcji. Zawieszenia fabuły. Nie dają żadnych jednoznacznych odpowiedzi. Ale są to niesamowicie poruszające obrazy. 

Film składa się z trzech historii - nie związanych ze sobą bohaterami - ale połączonych faktem, że oglądamy wojnę z perspektywy dzieci. Nie można chyba przejść obojętnie obok jakiejś smutnej konstatacji, że te biedne dzieci po prostu musiały nauczyć się funkcjonować w tej niepewnej rzeczywistości. 

Chłopiec idzie przez pola, szukając mamy i brata. Nie widzimy jego smutku. Widzimy człowieka. Jego zachowanie przypomina dorosłą osobę. Nie płacze. Idzie. Szuka. Podobnie z chłopcem, który pod nieobecność matki zajmuje się braćmi - ma dobre serce. Dużo rozumie. No i w najbardziej dramatycznej historii (znowu w finale niesamowicie artystycznie skuteczne zatrzymanie) dziewczynki, która musi przyjąć nową tożsamość - dziecko skonfrontowane z nazistą.  

Zastanawiam się czy dzieci nie powinny tego obrazu zobaczyć. Ten film nie epatuje ani smutkiem (choć takie były moje odczucia), ani nienawiścią. Mógłby być świetnym początkiem jakiejś próby "zrozumienia" - zanurzenia dzieci w rzeczywistości wojennej. Pytanie tylko czy dzieci zniosłyby to, co ja uznaje za atut tego filmu - niespieszność. Czasami trudno zrozumieć, po co reżyserowi był dany kadr - szczególnie w pierwszym opowiadaniu. Ale rekompensatę otrzymujemy w ostatnim obrazie pierwszego filmu. Sam w lesie pośród drzew. Co dalej z nim? Patrzy na nas. 

Stanisław Różewicz nie zgadzał się na świat XXI wieku. Historia jego życia twórczego też jest zagmatwana - bardzo długo nie robił (choć chciał) filmów, bo nie umiał (nie chciał?) przepychać się łokciami. Głośno komentował też fakt, że nie robi się już Ważnych obrazów, tylko myśli się kategorią ile osób to "kupi". 

Jest tam jeszcze taki moment w filmie, który przykuł moją uwagę właśnie z powodu biografii reżysera. On bardzo często wypowiada się o dobroci, o pomaganiu. Mówi, że teraz nikt nie podejdzie do leżącego, łącznie z nim samym, i jest zły na siebie z tego powodu. W filmie jest taki moment, kiedy nazista wyrzuca z torby chłopca zawartość, prawie od razu - jakby to była naturalna rzecz - przechodząca kobieta pomaga mu włożyć wszystko do torby. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

"Barbie" - myśli - AKTUALIZACJA

Prace nowe - Bestia