"Żółty Szalik"

Pracowałem któregoś dnia przy wywozie gruzu. Było nas tam więcej. Gospodarz zaprosił nas do środka w którymś momencie. Usiedliśmy przy stole. Zaczęły się rozmowy, żarty przy kawie i cieście. W którymś momencie temat zszedł na alkohol - o brzuchach od alkoholu, zdania wypowiedziane frywolnie, bo przecież "wszystko jest dla ludzi". Wtedy padło zdanie mimochodem wypowiedziane, że "nie ma nic gorszego od alkoholu". Zdania tego typu padają pewnie często i nie są aksjomatami, tylko wyrażają po prostu pogląd.
Czy nie ma nic gorszego? Paralelnie zdanie "najważniejsza w życiu jest miłość" też jest wątpliwe w kategoriach wszystkich ludzi.
Na zdanie o alkoholu zareagował jeden z kolegów-pracowników - nagle spoważniał, spojrzał na mnie wzrokiem bardzo przytomnym i takim okiem, w którym odbija się świadomość i klarowność. Powiedział "to prawda. Nie ma nic gorszego". Są takie momenty, o których się nie zapomina - na tej samej zasadzie, że "pierwszego pocałunku się nie zapomina". Działa ten sam mechanizm -  uruchamia się pamięć, przypomina się jakiś obraz, jakaś refleksja się nasuwa - coś się dzieje "za okiem".
Piszę o tym, bo przygotowuje się do spektaklu o alkoholizmie. Obejrzałem dziś po raz pierwszy "Żółty Szalik" w reżyserii Morgensterna. Film o bardzo prostej konstrukcji postawiony na aktora, i bazujący na przedstawieniu krótkiego fragmentu z życia.
Konstrukcyjnie bez fajerwerków, bez skomplikowanej konwencji (bazuje na jednym symbolu, ale doskonale wykorzystanym). Film szanujący ból bohatera, ale nie epatujący nim. Nie moralizatorski - raczej przyglądamy się temu jak zbiorowi faktograficznych danych. Już prawie udało mu się - prawie wyszedł z imprezy - żeby w ostatnim momencie chwycić kieliszek. I zaczęło się na nowo. "Nie ma nic gorszego niż alkohol". "Jeszcze płynę, ale kra nade mną zamarza".
Podziwiam reżysera. Ten film jest pozbawiony absolutnie egoizmu reżyserskiego (tak się mówiło też o Morgensternie, że taki był). Morgenstern był niesamowitym humanistą w szerokim znaczeniu tego słowa - myślę, że rozumiał, że podejmując tak trudny temat, ciąży na nim odpowiedzialność, z czym zostawia widza: to trzeba zobaczyć. Scena ostatnia jest symboliczna i bardzo wzruszająca. Jest sceną nadziei i potencjalnego zwycięstwa. Ot taki żółty szalik! (plus gest bohatera).
Nadzieja - nie idiotyzmy, realizowanie własnych ambicji, albo tego, co widz "lepiej kupi" - tylko głęboki humanizm. To też jest rola reżysera.
PS. Może jeszcze trzeba powalczyć o Lisę i Gilles'a?


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

"Barbie" - myśli - AKTUALIZACJA

Prace nowe - Bestia