"Green Book"

Wsrod wszyskich głupot, które (póki co) uskuteczniłem, jedną wspominam z wyjątkowym obrzydzeniem do samego siebie. Pacnąłbym wtedy tego 20-latka w łeb, żeby umiał się w porę powstrzymac. 
Będąc po raz pierwszy Stanach, odwiedziłem z DeWayne'm dom jego przyjaciół i poproszony o opowiedzenie dowcipu (jestem powszechnie znany z wyjątkowej nieumiejętności opowiadania dowcipów), w pamięci wyszukałem dośc rasistowski. W dzisiejszych czasach to by w Stanach nie spotkalo sie z taka poblazliwoscią, z jaką wtedy mnie potraktowano. Gospodarz stwierdzil, że "nie opowie go jego czarnemu przyjacielowi". DeWayne jakoś nigdy mnie za to nie opieprzył (nie wiem wlasciwie czemu). 
W kazdym razie bylo to nie na miejscu. Znając historie Stanow powinienembyl byc madrzejszy. 
Obejrzalem "Green Book", ktory tematu rasiszmu dotyka w sposob szczegolny. Fabularnie jest to ciekawie skonstruowane - dośc prymitywny Włoch i niesamowicie zdolny  muzycznie Afroamerykanin jadą w trasę koncertową, kierując się down south. Muzyk swiadomie wyrusza w podroz po stanach znanych z rasizmu. Wloch jest pracownikiem muzyka, co już powoduje podniesione brwi u napotkanych po drodze ludzi. 
Poza genialnym przeobrazeniem Viggo Mortensona, ten film rezonuje we mnie. ”Prymitywny" Wloch jednak posiada zalety, których ten drugi nie ma i vice versa. Ucza sie od siebie. Nie ma tu szczególnych zwrotów akcji, ale udało się uchwycic jakas „prawde”, kolo ktorej warto sie na chwilę zatrzymac - czym jest przyjazn. 
Najpiekniejszym momentem dla mnie jest jednak cos, co nawet nie jest jakos wyeksponowane dramaturgicznie - moment kiedy już po powrocie z podroży Wloch przytula swojego (juz) przyjaciela. Wczesniej nigdy nie było między nimi „fizycznego” zbliżenia. Jest to tak naturalna przemiana, ze wydarza sie bez zbednych slow, scena nie skupia sie na tym - ot wydarza sie jak gdyby nigdy nic. Jakby tak to już miało byc pomiędzy przyjaciółmi, którzy nauczyli rozumiec się i oddali to, co mają w sobie najlepsze. 

Jest tam jeszcze jedna ciekawa sprawa, doskonale wyeksponowana fabularnie, w przypadku muzyka nie chodzi tylko o sprawę rasizmu, ale on nigdzie nie czuje sie dobrze - jest wyksztalcony i bogaty, wiec nie jest „dostatecznie czarny”; jest homoseksualistą, więc nie jest „dostatecznie męski”, jest „czarny”, więc nie ma wstępu do świata „białych”. 

Komentarze

  1. Dziękuję za recenzję; film jest piękny i daje do myślenia. Przed jego zobaczeniem, warto sprawdzić czym w Stanach była owa była Green Book i co wyszczególniała oraz jak traktowano tam Afro--Amerykanów całkiem do niedawna, dlaczego musieli siedzieć z tyłu autobusu i dlaczego nie mogli kształcić się, ani mieszkać w bogatych dzielnicach. Często Amerykanie wyśmiewają się z Polaków i zarzucają nam rasizm, antysemityzm, ale w porównaniu z ich historią, oj!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

"Barbie" - myśli - AKTUALIZACJA

Prace nowe - Bestia