Wyprawa we trzech. Trzcianka i Czarnków
Dziś we trzech: to znaczy ja i "Janek i kot" wyruszyliśmy do Trzcianki i do Czarnkowa na spotkanie z dziećmi, żeby poopowiadać im o książce i przeczytać jej fragmenty. Zabawy było sporo, i dużo humoru. Opowiadaliśmy sobie o tym, czego się boimy. Dzieci śmiały się jak opowiadałem o liścikach miłosnych, ale też były ciekawe, co będzie w części drugiej. No i dlaczego Kot? A Kot, który ze mną był, nie odpowiadał, tylko z boku tajemniczo się uśmiechał z okładki. ;) Dzieci (chyba) bawiły się dobrze. Na koniec jak gromada pszczół żądały autografów - więc 30 minut spędziłem męcząc rękę - tak było w Trzciance.
Potem pojechałem do Czarnkowa. I tam było jeszcze lepiej. Pani nauczycielka przygotowała dzieci - czytali sobie książkę w szkole, więc rozmowa była ciekawsza, bo dzieci dzieliły się tym jak odbierały książkę, czego one się boją i dlaczego. Cudne dzieciaki, bardzo aktywne, ciekawe świata. Żywe spojrzenia.
Był tam też drugi Janek, który twierdził, że nie zgadza się, żeby "Janek" nie lubił szynki, bo... on lubi. Zaraz po spaghetti.
Na to "Janek" z wyrazem twarzy (na okładce) oznajmiał, że nie lubi szynki i tyle. Pokazłby drugiemu Jankowi język, gdyby... nie był na okładce. A na okładce to się nie da tak łatwo zmienić wyrazu twarzy.
Dużo dobrej energii mi to dziś dało. Choć dzień był pochmurny i lało cały czas.
We trzech uznaliśmy, że to był udany wyjazd. Basia też by chciała pojechać, więc trzeba jej taką szansę dać.
zdj: Joanna Szydłowska
Komentarze
Prześlij komentarz