"Luterek" - zajawka


Pani Edyta (organizatorka festiwalu "Luterek") poprosiła mnie, żebyśmy jako Studio nagrali "zachętę" do udziału w Festiwalu. Podobno Pan Adamczyk nagrał też, więc "będziemy w dobrym towarzystwie". Te materiały będą (już chyba są) puszczane na stronie "Luterka". 
Oczywiście, była to świetna okazja, żeby się trochę powygłupiać, więc nagraliśmy zajawkę w naszym stylu. (Nie wszystko wyszło tak jak chcieliśmy, ale zabawa była dobra).
Forma tej zajawki nie jest przypadkowa - chcieliśmy, żeby wyszło to, co w Wejherowie o nas po cichu mówią, to znaczy, że my jesteśmy bardzo nastawieni na wygrywanie, i że prawdopodobnie męczę aktorów, żeby uzyskać takie efekty. :) 
Startujemy w tym konkursie od 12 lat z różnym powodzeniem. 4 razy faktycznie otrzymaliśmy Grand Prix, ale za każdym razem w sytuacji niespodziewanej dla nas bądź dla organizatorów. Pierwsze Grand Prix otrzymaliśmy za "Bóg się rodzi" - totalnie niespodziewane - najmniej przez samych aktorów, którzy miesiąc wcześniej powiedzieli po (po negatywnych komentarzach w Maszewie), że nie chcą już tego grać. Ja poprosiłem, żeby jeszcze raz zagrali właśnie w Wejherowie, i tam sukces. Oczywiście wszyscy nagle chcieli ten spektakl grać! ;) 
Drugie dostaliśmy za "Versusa" - jeden z najlepszych spektakli, które mieliśmy kiedykolwiek w repertuarze - wtedy z kolei organizatorzy uważali, że był spektakl lepszy - mojego kolegi Włodka Ignasińskiego. (Po raz pierwszy mnie z nimi nie było, bo grałem "Uśmiech" gdzieś w Polsce). 
Trzecie - za "Władcę Much" spektakl, w którym lubiłem pojedyncze sceny - teraz zrobiłbym go inaczej, bo mam większy dystans do całości, ale nie było to złe - nie wychodził sens tej książki doskonałej niestety (ostatnia strona w książce: "Raplh stood  with dishevelled hair and wept. Wept for the loss of innocence, ..., and the death of his dear friend Piggy" - tak to zapamiętałem). Spektakl graliśmy o godzinie chyba 9 rano i nie było prawie nikogo na widowni. 
Czwarte - za Belfer#Show. Sam spektakl można oceniać różnie, ale miałem niesamowitą wenę przy robieniu go - cały tekst jest opowiadaniem, w którym nie ma dramaturgii jako takiej - dodałem tam bardzo sprytne rozwiązania scen. Były też dwie sceny słabe, których nie umiałem poprawić. 
Te nagrody - szczególnie dla młodych - to była fajna sprawa, ale nie najważniejsza. Faktycznie na festiwalu uczyliśmy się teatru, i rok po roku przyjeżdżaliśmy z lepszymi propozycjami ucząc się - poprzez eksperymentowanie - jak robić lepszy teatr. 
W zeszłym roku byliśmy z "Kazaniem XXI" i to już była dojrzała propozycja. Zupełnie inna niż te spektakle, o których pisałem tu wcześniej. Teraz jesteśmy skoncentrowani na tym, żeby to było jak najdokładniejsze i żeby było mądre (gwarancji, że tak jest nie ma, ale próba jest uczciwa). 
Do listy tego, co wydarzyło się na festiwalu dołączam jeszcze jedno: "Windę" w reż. Łukasza Sajnaja. Owacja na stojąco. Żadnej nagrody! Kuriozalne wyjaśnienie jury, ale i tak bywa. Nie pierwszy raz coś takiego przerabialiśmy. To wydarzenie ładnie krystalizuje pewne zagadnienie, nad którym od kilku lat się zastanawiamy: dla kogo się gra i tworzy spektakle? Odpowiedź jest jedna: dla normalnych widzów. Tych samych, którzy biorą książki do ręki. Niektóre odkładają, o niektórych pamiętają, niektóre muszą koniecznie mieć na półce, z niektórych pamięta się pojedyncze sceny. Ze spektaklami jest dokładnie tak samo: coś rusza, coś zupełnie nie, coś jest w miarę udane, inne nie itd. 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

Agent - Ostatnia prosta

Charytatywnie. Sensownie. I na spokojnie.