Wymiana doświadczeń na początek sezonu.

Dość dużo kosztowało mnie to energii. W Tucholi atmosfera była magiczna. Była wystarczająca ilość publiczności: bardzo dobra energia płynąca od widzów. W Chojnicach niespodziewanie tłumy przyszły i dostawialiśmy krzesła. Ktoś powie: ciesz się, że przyszli! No pewnie, że się cieszę, ale nie mam pewności czy wrócą, bo warunki tej sali nie sprzyjają takiej ilości osób - każdy dodatkowy rząd, każde dodatkowe krzesło po bokach ma swoje przykre następstwo: gorzej słychać, gorzej widać. O tego widza trzeba dbać, i dawać mu jakość. Frekwencja nie jest sukcesem samym w sobie - sukcesem będzie jeśli (nadal) ludzie będą przychodzić regularnie. Dobrze, że już za chwilę będzie inna sala... I dobrze, że nie odpuściliśmy i nawet jak nie mieliśmy gdzie, to te lata wytrzymaliśmy i nie obniżyliśmy lotów (chyba). ALE trwam przy swoim: dawać ludziom zadowolenie, żeby chcieli przyjść następnym razem. Teatr to nie jest nic popularnego. Trzeba ciągle dbać o przekonywać, że warto. 
Energii kosztowało wyjątkowo dużo, bo dwie miejscowości i fakt, że dwa spektakle potrzebowały prób, i trzeci - nie mój - też. Technika sama się nie zrobi. Sale same się nie zrobią. Najbardziej spociłem się, kiedy podczas Lusi wysiadł sprzęt. 
Monice trzeba było pomóc, żeby grała to z większą świadomością, więc w sobotę jeszcze dodatkowe dwie godziny pracowałem z nią. 
Spektakl jej nie nadaje się na duże przestrzenie, musiałoby to być grane w skupionej przestrzeni z widzem tylko i wyłącznie z przodu. Tak zdaje się było w Krakowie, gdzie dostała owację na stojąco. Forma jest ascetyczna i to jest w porządku, bo jest czysto. Pozostaje skupienie na aktorce. Nie rozumiem, po co zostały dodane pewne fragmenty (po tym jak to widziałem w Wejherowie) - zaburzają logikę całości - odbierają flow. 
Spektakl nie jest może atrakcyjny w formie, ale ma swoją siłę. Gdyby pracować nad tym raz jeszcze, to trzeba by się było zastanowić co zrobić, żeby widz dokładnie wiedział "w co" ona gra. (Precyzyjniej: wobec jakiego problemu - bo wiemy, że w kontrze do Kreona). Dziewczyna jest ewidentnie bardzo zdolna, i świetnie się z nią pracuje, bo ona kuma od razu, i od razu potrafi nanieść poprawki. 
Konrad raczej się podobał (a dla niektórych najbardziej), choć dla mnie jest to za mało sprytne. Ta poprawiona wersja do mnie już tak nie przemawia jak tamta. (Ale też muszę przyznać, że nie mam już do tego dystansu). Jedno jest dla mnie oczywiste: drugie wejście Pułkownika powiela wejście pierwsze i obniża napięcie. Dodatkowo jest dla mnie zbyt płaskie dramaturgicznie, ale trudno się z nim walczy. Choć może  i dobrze, bo on jest poszukujący, ma swoje zdanie, chce być autentycznie twórcą tego, no i scenariusz jest jego. 
Szybko rozwinął się bez wątpienia. To, czego musi się nauczyć to precyzji wykonania i wykorzystywania sytuacji dramatycznej - zasada tu jest jedna - jeśli coś się wydarzyło, to nie można w następnej scenie startować jakby poprzedniej sceny nie było (lub w środku sceny: list). Nie będziemy już raczej tego grali, bo on jedzie do Wawy na studia. W planach mam zrobienie Gier Wojennych 2 z Łukaszem (może na dwie osoby?), ale nie na tym tekście, i na zupełnie innych okolicznościach założonych. Mam naprawdę sprytny pomysł na to, no i będzie to coś, czego jeszcze nie robiłem - podpowiem tylko, że nie będzie na czym siedzieć. 
No i Viktoria: spieprzyłem jej sprawę przez to, że zawiodła dwa razy technika - w momentach kluczowych.  
Ja lubię ten spektakl, czekam aż będziemy grali go z rozmową z psychologiem, może coś realnie dobrego z tego wyjdzie. Temat jest dobrze podany, inteligentnie, całość jest atrakcyjna i bardzo w moim stylu - łamanie wykorzystywanych elementów teatru. Mam dobre przeczucia, co do tego spektaklu i jego rozwoju. Zastanawia mnie jedno: w scenie kiedy uwaga przenosi się z "odkrywania" innych dziewczynek w ścianie, na te "dziewczynki" na widowni - moja pseudowrażliwość podpowiada mi, że tam powinien być jakiś kontakt fizyczny, a nie tylko spojrzenie. Może się mylę... ale chętnie bym taką wersję wypróbował. Oczywiście niesie to ze sobą pewne konsekwencje strukturalne - wydłuży się ta sekwencja znacząco, może trzeba by dodać jakiś nienachalny dźwięk, żeby dodać scenie napięcia. 
Ładnie rozpoczął się sezon. Ktoś mi powiedział, że wiedział, że będzie tylu ludzi, bo się "stęsknili". Teraz tylko mądrze rozporządzać tą tęsknotą. Dbać o jakość, o różnorodność. I nie grać na siłę dla tłumów. Te formy nie są dla tłumów. Wymuszają skupienie. Tak jak ostatnio zagraliśmy niesamowite Kazanie XXI w Warszawie w sali, gdzie nagle zapominało się, że jesteśmy w teatrze... To była magia. 
Przeczytałem recenzję Marii: "w sumie było ciekawie". Dla mnie było dużo ciekawiej niż ciekawie. Ale ja jestem świrem. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

"Barbie" - myśli - AKTUALIZACJA

Prace nowe - Bestia