Równowaga - śmieszne/poważne


Czy łatwo przegiąć w jedną ze stron i doprowadzić do obojętności widza?
Okazuje się, że łatwo. Gramy sporo spektakli i mamy szansę na taką weryfikację. 
Ostatnio po krytyce Kazania w Gdyni zastanawiałem się nad tym, co zostało powiedziane o interpretacji - głównie chodzi o ilość humoru w spektaklu i dochodzę do wniosku, że mieli rację członkowie jury. 

Jeszcze dobitniej zaobserwowałem "to" podczas wczorajszej WYSPY (którą sam poleciłem jako najlepszy spektakl jaki widziałem w zeszłym roku). "To" odnosi się do równowagi w prowadzeniu spektaklu - balansu pomiędzy "śmieszne", a "poważne" - mieliśmy kilka razy taki problem z Romeo, że nie można było się przejąć bohaterem, bo zbyt "śmiesznie" to prowadziliśmy nadmiernie rozluźniając widza. Śmiech powoduje rodzaj dystansu do bohatera, więc trzeba (jednak) umiejętniej dawkować "zabawę". 
W Kazaniu jeszcze wyraźniej trzeba wypracować ten balans i pilnować się, żeby nie wyszło zabawnie - żeby nie ośmieszać nikogo, i żeby usprawiedliwić zabieg w kontrapunkcie z "imprezą u diabła". 
"Wyspa", która w zamyśle jest spotkaniem "wyreżyserowanym" przez ojca dwóch braci, aby Ci się pogodzili, powinna nieść ze sobą refleksję o więzach rodzinnych, o miłości, i ostatecznie każdy kto to ogląda powinien mieć ochotę zadzwonić do swojego ojca i "przypomnieć" się. Taka też powinna być  siła teatru i spotkania z żywym aktorem w tym temacie. 
Jeśli balans pomiędzy śmieszne a poważne jest zachwiany nic z tego o czym piszę nie dochodzi. Wyczuwamy tylko zmianę napięcia, ale nie podbudowaną niczym. Tak się (moim zdaniem) wydarzyło się w Tucholi. Wyszło zbyt śmiesznie. Ergo: widz pozostał trochę na zewnątrz tej rzeczywistości. 
To ciekawy problem, i cieszę się, że mogłem to zobaczyć w spektaklu, co do którego nie mam "pamięci emocjonalnej". To znaczy wydaje mi się, że reżyser ma pamięć "dobrego" spektaklu, i potem jest niebezpieczeństwo, że nie zauważa drobnych przesunięć akcentów, które prowadzą do obojętności widza. 
Humor i jego ilość (oraz jakość) w adaptacjach jest zależna od charakteru danego reżysera i aktora. Tak się składa, że nasz zespół jest dość zabawny, więc wychodzą nam takie spektakle (a nie ciężkie mroczne). 
Inne są "Gry Wojenne" - tam celowo operuję innym językiem (turpistycznym), ale ten kod teatralny jeszcze nie jest mi dobrze znany. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

Agent - Ostatnia prosta

Charytatywnie. Sensownie. I na spokojnie.