Sylvester Stallone

Drogi ludzi są różne. Chciałem napisać o filmie Hanekego "Funny Games", ale najpierw ciągnie mnie w stronę aktora i scenopisarza Stallone'a. Nie miał łatwej drogi. Nie chciano, żeby zagrał Rockiego. Z wyraźną wadą wymowy z uporem maniaka miał nadzieję. Nadzieję, że się uda i że to będzie miało sens. Zagrał w tylu filmach, o których moje pokolenie pamięta. 
Teraz, po tylu latach, gra minimalistycznie, konsekwentnie prowadzi rolę, z ogromnym wyczuciem, i (!) na granicy wzruszenia. Są to ciągle filmy o zwycięskich walkach, ale tym razem zwycięstwo jest natury psychologicznej - dotyczy bohatera, zawiera konieczne zaskoczenie, boks jest pretekstem, żeby opowiedzieć historię bardziej uniwersalną. Oba filmy "Creed" i "Grudgematch" do mnie trafiają. Pierwszy to historia boksera osadzona i wykorzystująca realia współczesnego świata. Z nowoczesnym klimatem, zachowująca coś z Rocky'ego. Ciekawe, z dobrą dramaturgią, świetnym tempem. 
Drugi - lepszy - dwóch pierników 30 lat czeka, żeby zemścić się na sobie. Świetnie wyważone proporcje w dramaturgii. Ciekawe zwroty akcji. Warto to zobaczyć. No i Robert de Niro. Obaj świetnie grający. 
Jakoś ten Stallone przykuwa moją uwagę w tych dwóch filmach. Coś jest w tym graniu intymnego, szczerego. Sentymentalnego? 
Przypomina o sobie. Mówi: jestem stary (starszy), ale jestem. Wartości moje są tu.  


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

"Barbie" - myśli - AKTUALIZACJA

Prace nowe - Bestia