Michael Haneke - Funny Games Le Pianiste
Spielberg jest popkulturowy, wpisuje się w pojęcie atrakcyjności, sprytu, jego konstrukty są dopracowane, bazują na niespodziance. Gdzieś na drugim biegunie jest Michael Haneke. Łączy ich dopracowanie detali i trzymanie napięć. Różnią ich środki. Haneke jest bezczelny w swoich filmach - łamie otwarcie iluzję fikcyjnych napięć, zmusza do zatrzymania się, do refleksji nad tym czym jest fikcja, a czym rzeczywistość. Dobiera ostre środki silnie kontrastywne. Nie martwi go nuda - skupiony jest na sensie.
Obejrzałem jakiś (przepraszam) dość idiotyczny materiał podsumowujący Funny Games w reżyserii Hanekego - że to niby Haneke "bawi się z nami w grę". Pewnie to przypuszczenie bazuje na tym, że w tytule jest Games. Jeśli to gra, to bardzo okrutna, gdzie oczekujemy ciągle, że bohaterom się uda. Haneke świetnie wyczuwa tu różnicę między Happy Endem fikcji i przerażającym okrucieństwiem rzeczywistości, która na dodatek nie potrzebuje specjalnej motywacji.
Jest tam genialna scena - co za pomysł! - kiedy bohaterce udaje się zastrzelić jednego z oprawców, i złoczyńca... bierze pilota i przewija na "oczach widza". Doskonałe! Happy Endu nie będzie! Choć do końca pozostaje w widzu nadzieja. Paradoks - wzmacnia to fikcję filmu, podbija środkiem artystycznym, żeby uwypuklić tezę: "rzeczywistość jest nie do zniesienia", "jest niebezpieczna", "nigdy nie wiesz kiedy ktoś cię napadnie", "nie musisz zasłużyć na śmierć, żeby ją bez problemu od ludzi uzyskać", "życie wydarza się przypadkiem".
Jego filmy są wstrząsające. Wszystko jego warto obejrzeć pamiętając, że jeśli coś u niego się pojawia (długa scena, daleki kadr) to na pewno ma to jakiś sens. Finał w Le Pianiste... jezus!
Komentarze
Prześlij komentarz