Wolność

Za Grotowskim powtarzam, że granie bycia w klatce nie jest graniem tylko smutku. Podstawowym zadaniem grania tematu klatki jest próba poradzenia sobie z sytuacją, wewnętrzna walka, szukanie radości być może, oswajanie się.  Grotowski pisze, że mierzi go smutek na twarzy aktorów, którzy grają temat "klatki". 
Myślę, że Grotowski dotyka czegoś co dla niego jest oczywiste, ale dla innych (normalnych!) nie, że teatr nie może być rzeczywistością i nie może być oczywistą kliszą kopiującą stereotypy. Nawet jeśli widzowie przeglądają się w spektaklu jak w lustrze, to dlatego, że uświadamiają sobie to, co pod spodem. Nieświadome, skrywane.  
To bardzo ważna myśl. Nie schlebiać widowni proponując im konstrukty, które prowadzą tylko do pokiwania głowami "tak właśnie jest i kropka". 

W reżyserii obcuje się z materiałem, który już istnieje. Jak pisałem wcześniej ma swoją wewnętrzną sieć arterii. W pracy teatralnej im większe odejście od oryginału, tym większe ryzyko, że całość wymknie się spod kontroli. U mnie wkurza mnie to strasznie - kilkanaście razy robiłem spektakle, które nie były dobre, bo zlekceważyłem autora uważając siebie za mądrzejszego. Wkurza mnie też u innych - nazywanie Hamletem spektaklu, który wypacza ideę Hamleta. Wkurza mnie, choć z drugiej strony jestem w stanie te poszukiwania zrozumieć patrząc na to jak do tego dochodzi - że to często zaczyna się od przestawiania kilku małych akcentów, które nagle nadają treści inny niepożądany wymiar. 
Pracuję teraz nad strukturą do "Ballady". I powiedziałem pani profesor (z którą to robię), że największy problem w Balladynie jest taki... że Balladyna zawsze zabije Alinę. (i większość o tym fakcie wie przed pójściem na spektakl). Ergo, trzeba tu szukać czegoś ciekawszego, co jednocześnie ciągle będzie Słowackim. 

Wolność pisania natomiast to coś niesamowitego. Szczególnie jak się tyle lat było zależnym od innych autorów. Jest tyle dróg, w które można pójść. Wszystko można zmienić. Podporządkować innej logice. Ostatecznie wypłynąć na taką głębię (duc in altum) swojego ja. To, co powstaje, to już nie synteza kilku osób (jak w przypadku spektaklu), ale intymne spotkanie z sobą samym. Teatr rzadko daje taką możliwość - tu jest kilka filtrów przez które przechodzi materiał. Reżyser, aktorzy, scenarzyści etc. To, co powstaje to już nie jest Moje, ale Nasze. To oczywiście ma swoje plusy, do których należy spotkanie się np. reżysera z inną wrażliwością. Ja wiem jak podchodzę do danego tematu, ale ciekawi mnie co z tym zrobi aktor. 

Odczuwam ogromną przyjemność, kiedy mam teraz okazję tworzyć opowiadania od zera. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

"Barbie" - myśli - AKTUALIZACJA

Prace nowe - Bestia