podsumowanie OKRu w Ostrołęce - w jury 2017


Pierwsze kilka godzin było stresujące. Potem coraz bardziej stawałem się sobą i rozluźniałem. Znowu odkryłem, że z prof. Suchocką mamy wiele wspólnego (kiedyś już to czułem jako recytator). Obecność na omówieniach jury wiele mi wyjaśniła. Na tym etapie dochodzą dodatkowe kryteria (m.in. prof. Śliwonik pilnuje "dobrej" literatury), które powodują, że sama jakość recytacji nie gwarantuje tzw sukcesu. Trudno jest wybrać z tej dużej zdolnej grupy ludzi, do tego widzenie całości jest odmienne w zależności od profesora. 
Miałem rację na ogólnych omówieniach, że ludzie czują się przegrani, bo są niezauważeni w werdykcie. Jakoś jest to zrozumiałe - powstaje w głowie znak zapytania czy to co robię robię dobrze. Z tego powodu muszę powiedzieć, że miałem niesamowite szczęście przez te lata, że mogłem zdobyć weryfikację u takich osób jak prof. Suchocka czy prof. Jun. To wyznaczyło kierunek rozwoju. Nie obrażałem się na porażki tylko wyciągałem wnioski. W zasadzie te poszukiwania i ciągłe zastanawianie się nie mija, ale zdobywa się silniejszą podstawę. Jednak każdy tekst, podobnie jak każdy spektakl to praca "od nowa". 
Przeżyłem na powiatach jedno "załamanie" przez konfrontację wykonawcy z odbiorem. Takich "załamań" w finale słyszałem więcej. Prof. Suchocka powiedziała mi, że jeśli ktoś tak reaguje, to nie powinien tego robić, bo ten zawód jest tylko z ups and downs złożony. Poza tym do kogo się porównywać... do prof. Gajewskiego? To jest inna planeta. 
Ciągle mam wrażenie, że ludzie odchodzą z konkursu, bo brakuje im cierpliwości. Chcieliby wygrywać. To jest dla nich najważniejsze. Konkurs jest TYLKO drogą rozwoju. Żadna wygrana nie czyni recytacji lepszej!
Są instruktorzy, którzy doskonale kumają co jest istotne - Piotr Dehr, Włodek Ignasiński, Jola Hinc Mackiewicz (teatr), Gosia Wojcieszonek (teatr), żeby wymienić pierwszych z brzegu. Świetni specjaliści obecni co roku w finałach. Robiący świetną robotę z ludźmi. 
Najlepiej na konkursie wiersz powiedział... prof. Śliwonik. To było bardzo wzruszające. Sam się chyba wzruszył. 

Nie wiem, co to poezja,
nie wiem, po co i na co,
wiem, że czasami ludzie
czytają wiersze i płaczą,
a potem sami piszą,
mozolnie i nieudolnie,
by od dławiącej ciszy
łkające serce uwolnić.
A kiedy synka stracił
pewien robociarz z Radomia,
o wierszu pomyślał z płaczem
i list napisał do mnie:
"Chłopczyk był śliczny jak róża,
dobre, kochane dziecko...
Wierszyk niech będzie nieduży,
nie religijny- świecki..."
Nie wiem, co to poezja,
jest w niej coś z laski Mojżesza:
strumień dobędzie ze skały,
umie zabijać i wskrzeszać.
Broniewski
Utwierdziłem się w tym, ile wiem - bo profesorowie werbalizowali podobne argumenty. 
Prowadziłem warsztaty, których się obawiałem, ale reakcja była zaskakująco dobra. Gdybym miał szansę jeszcze raz prowadzić warsztaty, to bym zrobił ze strukturyzowania tekstu, bo tego wiele osób nie umie. 
JEST JESZCZE JEDNA SPRAWA... ogromna szansa... żeby tylko się udało. Wtedy będzie zaskoczenie!!!
do zapamiętania: prof. Śliwonik opowiadał jak Danuta Michałowska była w komisji i na omówieniach mówiła do recytatorów tymi słowami "po co zabieracie mi ten czas?" (w jakiej sprawie występujecie).



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

"Barbie" - myśli - AKTUALIZACJA

Prace nowe - Bestia