premiera Króla Maciusia Pierwszego
Tamten tydzień był dla mnie zbyt intensywny i teraz zbieram tego plon. Ale: owocny. Bitwa to oddzielna sprawa. W niedzielę premierowo zagraliśmy "Króla Maciusia Pierwszego". Spektakl już na próbach mnie zadowalał - w kontraście do wcześniejszych większość scen jest udramatyzowanych. Aktorzy wymyślali rozwiązania, byli czujni. I bardzo zdyscyplinowani. Dobrze się tego słucha. Odkryłem sam, ile już się nauczyłem poprzez ten projekt - głównie jeśli chodzi o rozluźnienie własnej frazy. Mam teraz większe możliwości tonacyjne i lepiej/mądrzej reaguje na żywo.
To właśnie zadanie, które postawiliśmy sobie w tym projekcie. Poszerzenie zasięgu tonacyjnego, zadbanie o świeżość wykonania, doprowadzenie do opanowania słowa. Słowa tu musi być "atrakcyjne", bo niewiele więcej będzie niosło treść. (Ale nie ma być usztywnione - aktorzy muszą się "wczuć") A dzieci, jak wiadomo, szybko się nudzą. Projekt jest pod prąd tendencjom XXI wieku, ale jeszcze złego słowa o tym nie usłyszałem.
Do poprawy:
- artykulacja - precyzja (indywidualnie - paradoksalnie mikrofon uwypukla wszystkie niedoskonałości)
- długie fragmenty (czuje się, że aktorzy je czytają, brakuje tam logiki, struktury, ale przede wszystkim tego luzu, który jest w momentach krótszych fragmentów nad którymi łatwiej zapanować)
- wyczyszczenie w obrazie sceny walki
- początek tekstu - weryfikacja intencji (u wszystkich, szczególnie u mnie - brakuje logiki; Minister wojny - pierwsze złamanie ostre; narrator - logika i rytm)
- bęben - na murzyna - do mikrofonu - za słaby nastrój bez nagłośnienia.
Teraz chciałbym to grać, skoro obsada jest na miejscu. Dać temu szansę się rozwinąć.
zdjęcie: Maria Eichler, Gazeta Pomorska
Komentarze
Prześlij komentarz