Forma wieczna!

U Kapuścińskiego, którego czytam z przerwami, bo czytam inne rzeczy, znalazłem taką oto myśl: w książce opisującej historię malarstwa jest takie podsumowanie, że "tylko forma przechodzi do wieczności, nie treść". Chodzi za mną to zdanie... od lat tyle ryzykuję, żeby forma była "ciekawa". Bardzo często to jest ryzyko, które powoduje, że te spektakle są tak trudne do obronienia. Ale prawdziwi mistrzowie jeszcze (dużo) szerzej operują formą... za co pamiętamy większość z nich? Za pewien rodzaj nowatorstwa, odwagi, szerokości, szaleństwa. (Kantor chociażby) Czy to jest dla ludzi? Ostatnio myślę, że tylko takie podejście jest dla ludzi, choć mówi się przerost formy... ale w gruncie rzeczy (szczególnie w teatrze) to forma ma szansę pobudzania wyobraźni.
Przypomina mi się scena skakanki w Von Bingen. Czy tak bym zrobił ten temat męczenia Hildegardy? Nie. Szukałbym języka bliższego samemu męczeniu. Wydaje mi się, że mogłoby to być bardziej uderzające i przybliżające nas do jej życia, do tych okoliczności, w których się znalazła. Błażej był odważniejszy. Pozwolił sobie na taki skrót, który jest ciekawy, nieoczywisty, w kontrze do samego tematu. "Forma jest wieczna". Trzeba być chyba odważniejszym jak on. Łączyć rzeczy odleglejsze (tak się mówi też o Warlikowskim).

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

"Barbie" - myśli - AKTUALIZACJA

Prace nowe - Bestia