Gorzów - Versus - Łukasz Drewniak

Gorzów nas zaskoczył. Najbardziej atrakcyjny spektakl Versus nie miał żadnego trzymania. Nic się nie sprawdzało. Widownia od pierwszej sceny pozostała chłodna. Na omówieniach aktorzy dostali cięgi, i ja za niezrozumiały powód robienia drugiej wersji Walizki. Łukasz Drewniak, który bardzo sensownie mówi, pamiętał wersję poprzednią (która rok wcześniej wygraliśmy Bamberkę) i powiedział, że według niego jest to najlepsza adaptacja Walizki jaką widział włączając w to duże produkcje teatrów zawodowych. Co do tej wersji ani nie widzi sensu, i uznaje, że to poniżej poziomu tego słuchowiska. Padło też takie stwierdzenie, że Polska jest tylko niszczona.... tu myślę, że warto przemyśleć ostatnią scenę - przekrzykiwanie się; może dać temu czas; zbudować to jako pełną scenę. Na początku przejęliśmy się nie rozumiejąc co się właściwie wydarzyło. Teraz przekuję to w pozytyw - większą dbałość o detal. Prawda jest też taka, że graliśmy bez porządnej próby. Tylko ciesząc się, że mamy szansę do tego wrócić. Aktorzy zrobili jak dla mnie krok do przodu. Szczególnie Daria, która była logiczna i zaskakująco precyzyjna. To się kłóci z opinią jury, ale ja muszę się trzymać swoich wytycznych i tego, co umiem. Dla mnie aktorstwo to nie to do czego aktorzy zostali porównani. Bo tamto było proste i nie wymaga (prawie) żadnych umiejętności. 
Dobrze, że pojechaliśmy. Oddałbym dużo za możliwość konsultacji z p.Drewniakiem, bo on mnie przekonuje. Jego brak manieryzmu i autentyczne poszukiwanie sensów jest godne podziwu. Aktorzy i reżyserzy jednak mają swoje manieryzmy. On jest otwarty i podporządkowuje swoje sądy jakiejś logice - przejrzystej - łatwo przejrzeć sposób myślenia i odczytać linię myśli. Rzadko spotykam takich ludzi, którzy nazywają konkretnie. 
Spektakl, który jeszcze zostanie w mojej pamięci to Gramonta monodram. Zostanie w pamięci z dwóch powodów: odwagi realizatorów i nieoczywistości tej historii; świetnego kontekstu Peru, nieznanego mi, i tym samym bardziej interesującego. I druga sprawa: spektakl nie ma finału; i oni się w ogóle tym nie martwią; cieszą się, że mogą zagrać, i otwarcie przyznają, że tak zrobili, bo tekst się kończył i już. Nie ma sztucznego artyzmu, powodów niewiadomojakich. Ot spektakl. I tyle. Ogromna wiara z tego bije i przyjemność z robienia teatru. 
Warto jeździć. Zawsze na coś nowego człowiek zwraca uwagę.  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

"Barbie" - myśli - AKTUALIZACJA

Prace nowe - Bestia