Romeo i... szlifowanie całości

Zagraliśmy cztery razy Romeo i... w ramach edukacji dla szkół. Mieliśmy tym samym szansę ograć się, sprawdzić wszystkie założenia, rozwinąć relację sceniczną między nami. Teraz ja logizuję - jako doświadczony starszy kolega, on przeżywa - jako stereotyp Romea. Przestawiliśmy akcenty. Ostatecznie okazuje się, że opowiadamy jedną historię - w której ja zazdroszczę mu jednak prawdziwej miłości, a on umiera za nią. "Jeśli nikt mnie nie słucha, o miłości rozmawiam sam ze sobą" - rozwinęliśmy to zdanie jako komunikat finalny między nami - to "sam ze sobą" - to on i jego starsza wersja (ja). Przypadkowo doszło do takiego rozwiązania, ale ono idealnie finalizuje całość naszej relacji. (Młody podczas spektaklu na mnie spojrzał i jego emocja przeszła na mnie).
Zastanawialiśmy się też nad obecnością tego utworu na końcu. (Na jednej z prób doszło do mnie, że Ci wszyscy ludzie mogą mieć rację, że to nie pasuje do pewnej szlachetności całości; prawdy emocjonalnej, pomimo tego, że spektakl wykorzystuje sztampy i kicze). Zmieniłem utwór podczas jednego z grań, ale to nie zadziało. Więc... pomyślałem, żeby go zduplikować w postaci klamry - tym utworem "otwiera" miłość (tym się też w czasie rozwija), i tym się zamyka (ze świadomością tej zmiany). Bardzo dobrze to działa, bo on ma czas, żeby się zakochać, a ja go kontruję "czyś Ty oszalał". Wszystko się w rytmach składa i sensach. 
Muszę o tym pamiętać, że niekoniecznie trzeba rezygnować z rozwiązania tylko przemyśleć wszystkie opcje - w tym przypadku nie eliminacja (tylko przeciwnie), duplikacja. Zaskakująco działa i na aktora i na wydźwięk. 
zdj. Daniel Frymark

Przyszło mi do głowy, że ten tekst "o dziewictwie" na kocyku; to nieśmiałe wyznanie. Może taka intencja? Brakuje temu tekstowi psychologii.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

"Barbie" - myśli - AKTUALIZACJA

Prace nowe - Bestia