Na dzień przed...

Już dawno tak źle się nie czułem w teatrze... do tego "własnym". Stres jest ogromny. I wiem, że jest duże prawdopodobieństwo, że skiepszczę to, bo jestem rozkojarzony na próbie. Dodatkowo podminowany faktem, że bardzo źle śpiewam. Próbuję bronić moją postać, ale za mało jest czasu, żeby zbudowała się jakakolwiek relacja. Najlepszą mam z Quasimodo, bo on świetnie słucha. Staram się jemu też słuchaniem pomagać. Coś się dzieje między słowami.
Łukasz bardzo fajnie z odwagą w to wszedł. Lubię oglądać jak on szuka. Ja gubię tekst. Gdyby on nie był do rytmu, to bym dał radę, ale on jest silnie zrytmizowany. Wyznaczany bitami muzy.
Muszę się wyspać, dziś upewnić się, że znam tekst na blachę. I jutro na luzie... tylko czy to jest możliwe.
W oryginale to fajna wielowymiarowa postać, która naprawdę się zakochuje. I nie rozumie tej miłości, którą wspomaga dość trudny charakter tego księdza. A właściwie fakt posiadania władzy.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

"Barbie" - myśli - AKTUALIZACJA

Prace nowe - Bestia