1. Bitwa Teatralna - podsumowanie


Wszystkie założenia pomysłu się sprawdziły. Pomysł dobrze chwycił, zrobiło się głośno, nawet wśród ludzi, którzy teatrem się nie interesują. Gdzie nie poszedłem ludzie mnie o to pytali. Marketingowo strzał w 10. Zwiększyła nam się diametralnie liczba osób lubiących Studio na fb. 
Cała oprawa wydarzenia też fajnie zafunkcjonowała. Właściwie był to bardzo "ciepły" wieczór. 
Bardzo się obaj denerwowaliśmy, że damy ciała i zagramy słabe spektakle - to byłaby tragedia, ale na szczęście tak się nie stało. 
Popracowaliśmy nad sprawami nad którymi nigdy nie pracowaliśmy. Jak już coś powstanie, to potem nie ma już (może chęci?) zapału, żeby tam dłubać. Ja sobie siedziałem nad nastrojami zdystansowanymi - Charlotte'a i nauczycielka. Łukasz pracował nad frazą i świeżością. 
Dobry to był czas. 
Wygrał Łukasz 7 głosami.
Mówiono mi jak te dwie rzeczy można porównywać? A "niektórzy" (1) mówili, że "po co to?". (Nie można porównywać na serio, zdawaliśmy sobie sprawę od początku).
Otóż, wymyśliłem to z kilku powodów  (o jednym nie będę pisał, bo jest wewnętrzny, ale się udało to zrealizować)  - po pierwsze po to, żeby znowu się zmobilizować do pracy. Do drugie nie zagralibyśmy już tych spektakli w Chojnicach osobno, bo zbyt często były grane. Po trzecie wreszcie, postawienie ludzi w sytuacji wyboru - a tym samym zdania sobie sprawy, co im się podoba i dlaczego, jest kwestią wyrabiania własnego gustu i wrażliwości. Szczególnie dotyczy to tych, którzy raczej są wrażeniowi. Tu trzeba było wyjść z teatru i przemyśleć, co mnie rusza i może dojść do wniosku dlaczego. Może brzmi to patetycznie, ale ja wiem czego chcę od mojego widza - świadomości.
Jeśli chodzi o mnie, zagrałem jeden z lepszych spektakli. Może tylko w Słupsku, Kielcach i raz w Chojnicach było lepiej. Dość głęboko udało mi się znowu wejść do tego mrocznego świata. Do tego stopnia, że w finale poczułem, że jestem sam na sam. 
Jakoś doszło do mnie dobitnie, że żeby to osiągnąć trzeba odrzucić Ego. Absolutnie rozpuścić się w temacie; nie naciskać na widza (podobnie robiłem dzień później w CzytaszTy; można powiedzieć nie grać). Nie być nachalnym. Po prostu robić. Być w nastrojach, wchodzić w nie, a nie je grać. Dla każdego to się wydaje oczywiste, ale to jest umiejętność zagłębić się w coś w ten sposób na serio. Tym razem udało mi się dość głęboko. Wszedłem na początku na fałszu, żeby dalej dać sobie szansę. Uczę się opanowywać tempo, żeby mieć więcej możliwości wykonawczych. Przyjemna była ta świeżość wynikająca z CZYSTEGO INTELEKTU. Z BYCIA INTELEKTUALNIE "W". Nie w ciśnięciu emocji. Już w pierwszej połowie złapało mnie jakieś niespodziewane przeżycie. Ale wiem skąd się wzięło - z poprzednich scen - z tego że te poprzednie na nowo wydarzało się w mojej głowie INTELEKTUALNIE. Przychodzi moment czystej emocji i poddaje się temu. Wtedy to już prawie nic nie muszę robić, tylko podejmować decyzję co z nią zrobić. Jak ją wykorzystać. Zagrałem bardzo dobry spektakl, Łukasz zażartował "i patrz nie wystarczyło". Nie wystarczyło, ale zachciało mi się znowu grać. Choć bardzo dużo mnie kosztuje granie tego.  Ale mógłbym zrobić coś nowego...
Co do Bon Voyage - bardzo dobre połączenie historii Fransua z muzeum. Świeżość w tekście. Scena modlitwa jest autentycznie zabawna (wcześniej formalna). Spektakl ma większą siłę. Poza tym unikanie ustalonej rytmiki, która głównie polega na robieniu pauz w środku frazy.

zdjęcia: Michał Włoch (źródło: chojnice24)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

"Barbie" - myśli - AKTUALIZACJA

Prace nowe - Bestia