psychologia - warsztaty - "Balladyna"
Próbowaliśmy w ciągu trzech dni znaleźć narzędzia (posługiwać się nimi) do znalezienia postaci - ich cech definiujących charakter (od nóg postaci do frazy). Szukaliśmy zadań postaci (czyli do czego zmierzają) które determinuje sposób myślenia. To jest trochę tak, że postać mówi jedno (często niezgodnie z pierwotną intencją tekstu lub logiką), a robi co innego.
Ta niezgodność z logiką polega na szukaniu psychologii działań - wobec nadrzędnego celu postaci. Jeśli Goplana pocałuje Grabka, to odda mu się na zawsze... a więc jest to prawdopodobnie rodzaj "obrzędu" dla niej... wstrząsa nią... ergo może być oszołomiona - i tak też podawać tekst. (jej celem jest zdobyć Grabka - tzn jej wyśnione marzenie o nim - ona nie widzi w nim tym kim on jest, a więc "prostakiem".)
Szukaliśmy też samoinicjatywy, żeby aktorzy umieli sami proponować. I tu się ładnie udało. Złapałem się kilka razy na gaszeniu inicjatywy, ale jak tylko zdawałem sobie sprawę, to od razu robiliśmy to, co proponowali. Można aktórów zostawić. Ba, trzeba.
ALE: nie wszyscy są gotowi na takie podejście. Łączenie ludzi zdeterminowych do pracy z ludźmi leniwymi, to błąd. Zdenerował mnie Tomek, który nie przeczytał tekstu, bo ma inne sprawy. To po co bierze udział skoro nie ma czasu? To tylko spowalnia pracę tym, którzy się przygotowywali. Zaczynam być niecierpliwy, co jest wysoce niepedagogiczne. Ale pedagogiczne jest podejście uczące, że żeby był efekt, musi być wysiłek. (od lat w to wierzę i też się zmuszam do dodatkowych wysiłków)
Z mojej strony trzymałem się litery tekstu; bez żadnych własnych pomysłów (w moim stylu) (jeszcze...) i inwestując tylko w aktorów. To było bardzo ciekawe, bo oni potrafią sami, choć nie przyzwyczaiłem ich do tego. Ale potrafią...
Przygotowałem wczoraj trzy sceny już okrojonego tekstu, ale zachowując wypracowaną na scenie psychologię. Zmieniłem trochę założenia Aliny i Balladyny, bo nic z tego wynikało ciekawego. Niech każdy z bohaterów pragnie miłości, co ona (- miłość) z nimi zrobi... wiadomo...
Ta niezgodność z logiką polega na szukaniu psychologii działań - wobec nadrzędnego celu postaci. Jeśli Goplana pocałuje Grabka, to odda mu się na zawsze... a więc jest to prawdopodobnie rodzaj "obrzędu" dla niej... wstrząsa nią... ergo może być oszołomiona - i tak też podawać tekst. (jej celem jest zdobyć Grabka - tzn jej wyśnione marzenie o nim - ona nie widzi w nim tym kim on jest, a więc "prostakiem".)
Szukaliśmy też samoinicjatywy, żeby aktorzy umieli sami proponować. I tu się ładnie udało. Złapałem się kilka razy na gaszeniu inicjatywy, ale jak tylko zdawałem sobie sprawę, to od razu robiliśmy to, co proponowali. Można aktórów zostawić. Ba, trzeba.
ALE: nie wszyscy są gotowi na takie podejście. Łączenie ludzi zdeterminowych do pracy z ludźmi leniwymi, to błąd. Zdenerował mnie Tomek, który nie przeczytał tekstu, bo ma inne sprawy. To po co bierze udział skoro nie ma czasu? To tylko spowalnia pracę tym, którzy się przygotowywali. Zaczynam być niecierpliwy, co jest wysoce niepedagogiczne. Ale pedagogiczne jest podejście uczące, że żeby był efekt, musi być wysiłek. (od lat w to wierzę i też się zmuszam do dodatkowych wysiłków)
Z mojej strony trzymałem się litery tekstu; bez żadnych własnych pomysłów (w moim stylu) (jeszcze...) i inwestując tylko w aktorów. To było bardzo ciekawe, bo oni potrafią sami, choć nie przyzwyczaiłem ich do tego. Ale potrafią...
Przygotowałem wczoraj trzy sceny już okrojonego tekstu, ale zachowując wypracowaną na scenie psychologię. Zmieniłem trochę założenia Aliny i Balladyny, bo nic z tego wynikało ciekawego. Niech każdy z bohaterów pragnie miłości, co ona (- miłość) z nimi zrobi... wiadomo...