Metafora - cz.1 (podczas wykonywania) - AKTUALIZACJA
Metafora jest przeniesieniem jednej rzeczywistości w drugą. Najbardziej "napakowanym" gatunkiem jest wiersz. Używanie metafory przysparza wykonawcy sporo problemów. Po pierwsze zrozumienie, po drugie wykonanie - to drugie łączy dwa elementy - 1. umieszczenie drugiej rzeczywistości pod metaforą 2. wiarygodność wykonania.
Zacznę od tej drugiej jakości. Wiarygodność w tym przypadku polega na tym, że metafory nie można wypowiedzieć potocznie. Jest to uwaga wynikająca z logiki życia. "Wyniesienie na wierzch" metafory (zabieg ten brzmi podobnie jak cytowanie) ma s u g e r o w a ć drugą rzeczywistość - myśl recytatora - "co" ukrywa pod nią. Podawanie jej potocznie niczego innego nie sugeruje - jest to proza jeden do jeden (kopiująca rzeczywistość w skali jeden do jeden). Używając tego elementu skutecznie można (niestety) oszukać odbiorcę, że niby się coś tam myśli. Tworzy się wiarygodny rytm frazy. Metafora lepiej dochodzi do odbiorcy. W ogóle daje się jej szansę dojść.
Jednak bez tego pierwszego elementu - tzn konkretnej myśli, którą recytator ukrywa pod metaforą, nie ma, że się tak sportowo wyrażę, niesienia. Nic się nie dzieje w głowie, tym samym nie ma szansy, żeby cokolwiek się wydarzyło w odbiorcy. Trzeba tu uczciwie powiedzieć, że rzadko komu (z amatorów) chce się budować tę podwójność. W momencie pytania co dana metafora oznacza dla odbiorcy podaje kilka możliwości, tym samym sugerując, że niczego konkretnego się nie chwyta. Tylko ogólnie lawiruje.
Recytatorzy biorą teksty śmieszne, bo one są najlepiej przyjmowane, lub teksty atrakcyjne gdzie można się popisać aktorsko. A co z tekstami, które trzeba po prostu wypowiedzieć? Te z grupy, które recytator od razu odrzuca, bo "nie da się nic z nim zrobić".
Dopiero taka recytacja jest sprawdzianem dla recytatora. Najlepszym przykładem jest dla mnie fragment z Biblii "o miłosiernym samarytaninie", który Wiesław Komasa recytował na Verba Sacra w Poznaniu. Wszyscy inni aktorzy wrzeszczeli, w pełnej szerokości perorowali, a on po prostu powiedział. Wszyscy płakali. Oto siła metafory i myśli.
Ciągle dochodzę do jednej myśli - przed wykonywaniem tekstu (powiedzmy w teatrze) już wiadomo co z tego będzie. Ile pracy interpretacyjnej zostało włożonej. Mówię pracy interpretacyjnej, ale w zasadzie chodzi mi o elementarne, charakterystyczne dla sztuki, zastanawianie się jak się tekstowi przysłużyć, jak się w nim odnaleźć. Nie w atrakcyjności jest siła. W ciszy i spokoju - jak mawiał Cohen. Chyba miał rację. Atrakcyjność jest potrzebna tym, którzy potrzebują pobudzenia i (może) tylko to do nich dociera - jak się ich walnie łopatą. Madry recytator buduje tak prezentację, żeby było... przemyślane i "własne"; nie kieruje się tym, żeby wszyscy padli na kolana.
Słyszałem kilka takich recytacji w życiu naszym Studyjnym. Asia Źróbek, Błażej na OKRze, Agnieszka Szczepanek na próbach, Magda Domka, Jakub Słomiński, Damian Zieliński (na zaduszkach poetyckich w liceum jeszcze), Sylwia Mikołajczyk... i oczywiście może najbardziej Lea. te najwyraźniej pamiętam. Pamiętam tytuły, nastroje, okoliczności.
zdjęcie: Błażej z Versusa pamiętnego w Kielcach; to a propos prawdy.
Komentarze
Prześlij komentarz