kolejny genialny Steinbeck - Ulica Nadbrzeżna - wiersz



"Czarne nagietki" 


Widzę Ją w duszy — piękną o piersiach cytryny, 

O twarzy jako gwiazdy nocy złote, 

Krążące nad nią; jej ciało ogarnięte żarem, 

Ranne płonącym miłości oszczepem; 

Moją pierwszą ze wszystkich — ją widzę i wtedy 

Chłód wiecznych śniegów moje serce ścina

Nawet teraz,
Gdyby moja dziewczyna o oczach lotosu
Przyszła znów do mnie znużona brzemieniem
Młodej miłości, wziąłbym ją w ramiona
I z ust jej spijał znowu mocne wino
Jak mały pirat-pszczoła w lekkim locie
Miód słodki spija z nenufaru kwiatów.
Nawet teraz,
Gdybym ujrzał, jak leży otwierając oczy
W niemym pragnieniu, a jej blade ciało
Tak cierpi wskutek mego oddalenia,
Moja miłość stałaby się więzami kwiatów, a noc
czarnowłosą kochanką na dnia piersiach.

Nawet teraz
Moje oczy, co nic nie widzą więcej, wciąż malują
Twarz straconej dziewczyny. O, złote pierścienie
Dotykały policzków jak magnolii płatki,
Jak najbielszy pergamin, gdzie me wargi biedne
Pisały pocałunków wspaniałe oktawy,
Pisały, ale więcej już pisać nie będą.

Nawet teraz
W godzinę śmierci widzę drżenie jej zmęczonych powiek Nad dzikimi oczyma i jej szczupłe ciało
Wiotkie radosnym rozkoszy znużeniem

Czerwone kwiatki były mi pociechą
Wargi szkarłatne, które zwałem swymi,
Były natchnieniem mym i moją troską.
Nawet teraz
Plotą o jej słabości po wszystkich bazarach,
Jej, Co tak silna była, gdy mnie miłowała.
Ludzie, co brzęczą srebrem, chociaż są rabami,
Marszczą tłuszcz wokół oczu; a Jednak
Żaden Książę Miast Morza nie wziął jej do swego
Łoża strasznego. Mała samotnico,
Przylegałaś do mnie jak szata przylega, dziewczyno.

Nawet teraz
Kocham podłużne oczy, co pieszczą jak jedwab,
Stale smutne i stale śmiejące się oczy,
Których rzęsy rzucają we śnie cień tak słodki,
że wygląda jak drugie cudne Jej spojrzenie

Kocham jej usta świeże, ach, pachnące usta.
Włosy faliste, jak dym delikatne,
Lekkie palce i uśmiech jak szmaragd błyszczący.

Nawet teraz
Pamiętam jeszcze twą odpowiedź cichą,
Byliśmy jedną duszą, twa ręka w mych włosach,
I wspomnienie płonące na twych wargach bliskich:
Widziałam, jak Kati kapłanki kochają,
A potem w wykładanej dywanami sali
Rzucają się niedbale gdziekolwiek do snu.

Nawet teraz
Pamiętam mądrych mężów, którzy życie swoje
Spędzili w rozmyślaniu. Słuchałem ich rozmów,
Nie znalazłem w nich Jednak soli szeptów mej dziewczyny, Szmeru zmieszanych barw na chwilę przed zaśnięciem;
Małe, przemądre słowa i dowcipne słówka,
Swawolne niby woda, miodne pożądaniem.
Rozbełtana biała piana w zlewie ostygła i zgęstniała. Na nabrzeże szturmował wysoki

przypływ i fale rozbijały się o skały, których nie mogły dosięgnąć od długiego czasu.
Nawet teraz
Pamiętam, że kochałem cyprysy, róże, jasność,
Wielkie błękitne góry, małe szare wzgórza
I morza szum. I dnie słoneczno-złote.
Widziałem dziwne oczy, ręce jak motyle;
Dla mnie rankiem skowronki wzbijały się w niebo,
A dzieci przychodziły kąpać się w strumykach

Wiem, że spijałem gorący smak życia,
Na wielkiej uczcie wznosząc czasze zielone i złote.
Tylko na krótką chwilę olśniła ma dziewczyna

Me oczy strugą wieczystego światła...

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

"Barbie" - myśli - AKTUALIZACJA

Prace nowe - Bestia