Władca w Teresinie - myśli

Wątpliwości też są dobre.
czytam "Władcę Pierścieni" znowu. I odkrywam to na nowo - jesteśmy coraz to innymi ludźmi po doświadczeniach wszelakich. To oczywiste. Piszę o tym, żeby się nie bać działać. Nigdy. Nawet jeśli dostaniemy za to po nosie. A z drugiej strony potrzebne są doświadczenia wykraczające poza materię spektaklu, a wkraczające w obszar "Teatru" (rozumianego przeze mnie - życia).
(na pewno jestem już innym człowiekiem niż ten, który po raz pierwszy czytał "Władcę Pierścieni", ale też chyba zupełnie innym po niedawnych jednostkowych doświadczeniach.
Graliśmy w Teresinie i skończyło się to porażką totalną. I jeśli chodzi o aktorów i jeśli chodzi o odbiór spektaklu. To, co u innych zostało ocenione jako świadomy wybór artystyczny u nas zostało uznane za kiczowate rozwiązania. I do tego "nie wiadomo o co chodzi". Powinienem się wycofać z wszystkiego co napisałem niedawno o Dominiku - bez dialogu, egoistycznie, bez czytelnych intencji, przekombinowując, a najgorsze jest to, że podejmuje się eksperymentu kiedy wiadomo, że te grania są dość istotne. Ale to się okazało najmniejszym problemem. Łukasz niestety podobnie. Też samotnie grał. Jedynie Piotr trzymał całość - tego, co wypracowaliśmy. Ale to jest oczywiste, że jak już się gra, to trudno jest nad tym zapanować. Może za dużo wymagam, ale z drugiej strony to takie podejście prowadziło nas zawsze do przodu.
Jury najwięcej uwagi poświęciło faktowi, że oni nie są wiarygodni, bo widać że starzy (broda Piotra, choć go prosiłem). I to można zrozumieć. Do tego można dodać fakt, że jury zaczęło kombinować ich wiek z językiem teatru (wyspa) i zrobiła się paranoja. Ale jest to bardzo dobry sygnał. Nie przyjemnie się tego słuchało szczególnie jak aktor mówi o niekonsekwencjach reżyserskich, ale pomyślałem, że nie będę się zniżał do tego poziomu, żeby oświadczyć, że tęgie głowy oceniały ten spektakl i dostał ocenę celującą. Albo coś gra, albo nie. Tu nie zagrało. Wyjechaliśmy ze znakiem zapytania czy to w ogóle dobry spektakl. Niedługo przekonam się w Warszawie czy ten odbiór jest "powtarzalny". Tam znają już mój styl. Jakoś jesteśmy szanowni. To może wiele zmienić. Może wybór języka teatru zostanie zaakceptowany jako świadomy. A jeśli nie, to trzeba się poważnie zastanowić.
Nie chce mi się pisać, że z "zawodowcami" (Teatr z Krakowa) jury bało się dyskutować i krytykować. A przecież tam całe partie były zamazywane, grubo przesadzone aktorstwo, totalnie bez dialogu, z głupimi minami (poza dwiema porządnie zagranymi scenami - Papkina i monologu o kobietach), reszta w zatrważającym tempie. Do tego spektakl lepiony trochę "śliną", żeby się kupy trzymało. Stanisław powiedział mi, że robię spektakle dla piśmiennych... czy to wystarczy? nie wiem...
Sporo mam wątpliwości ostatnio. Może nie wątpliwości, ale znaków zapytania. Jakoś nam ucieka czasami jakość. Podobnie było z "Bądź ze mną. Jestem" w Bydgoszczy.
Potrzebna jest mi inna inwestycja. Nie w spektakl, a w nas. Jakoś to zaaranżuję. Na razie wybieram się na 5 dniowe warsztaty z Biomechaniki do Bydgoszczy.  
PS. chyba dorastam. Jakoś mnie te uwagi nie dotknęły. Raczej znowu postawiły na nogi. Ożywcze to było w gruncie rzeczy. Przyzwyczailiśmy się do wygrywania...

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

"Barbie" - myśli - AKTUALIZACJA

Prace nowe - Bestia