wystarczy nagród.

We wtorek kiedy jechałem z Małą do Gdańska miałem bardzo dobry dzień - na myślenie. Wyklarowały mi się pewne rzeczy. Doszedłem do jasnych wniosków - przestały mnie cieszyć nagrody.
Przez jakiś już czas jeżdżę po to, żeby się skonfrontować i zobaczyć ile nam jeszcze brakuje do poziomu teatru zawodowego.
Brakuje nam sporo. Nierówne jest wykonanie co właściwie wydaje się normalne biorąc pod uwagę materię z którą się zmagamy. (Ale jest to też moja wina, bo zostawiam aktorom zbyt dużo swobody; treść się wymyka, jest ledwie dotknięta; długa trwa rozwój treści). Z drugiej strony chyba trudno przejść obok naszych spektakli obojętnie. 
Jednak jakoś kwestionuję (chyba od czasu spotkania z prof. Bielunasem) czy my cokolwiek wyrażamy NAPRAWDĘ. 
Jakoś doszło do mnie gdzie jest problem z Oskarem, że nie samo wywoływanie emocji jest kluczem i co gorsza poddawanie się temu - bo skoro wywołuje emocje to wystarczy (w tym sensie Dzieło jest mocne i Versus, bo dodatkowo daje zaskakujący kontekst), ale wejście G ł ę b i e j. Krótko mówiąc zawsze mi się wydawało, że dużo się zastanawiam, ale teraz dochodzi do mnie, że za MAŁO. Czasem z braku czasu. Głównie z czerpania z tego co znam, z myśli, które mi chodzą po głowie. 
Jeśli chodzi o nagrody, to oczywiście miłe, ale albo coś dotyka, albo nie. Tu najwięcej zależy od podejścia PRZED graniem. Podczas pracy już na scenie bardzo wiele zależy z kim się pracuje. Albo coś niesie NAS, albo nie.W czasie grań aktor zapomina w co gra, mało pracuje sam.
Z kim tu się porównywać... po Zninie podeszła do mnie Pani i zaczęła wychwalać własną grupę i że "trudno będzie z nami wygrać" - kiedyś podzielałem taki punkt widzenia. To było istotne. (choć jak wygrywaliśmy po raz pierwszy Windowisko, dla wszystkich to było wtedy zaskoczenie, coś się we mnie skręcało, że za szybko) Dziś coś się we mnie łamie. Lupa ciągle dekonstruuje własny teatr - rozumiem to. Fajnie jest opowiadać różne historie, ALE trzymanie się tego co się już wypracowało (rodzaj stylu, którym się w miarę sprawnie operuje) jest łatwe. Za łatwe. Nie wiem czy te przemyślenia na coś się przełożą, ale czuję podskórnie, że przechodzę jakąś istotną metamorfozę. Zobaczymy.

zdjęcie: wygrane strzelanie w Kęsowie - "głupi ma zawsze szczęście".
Dobrze, że są młodzi. O tym rodzaju edukacji mam nadzieję nigdy nie zapomnę. 

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

"Barbie" - myśli - AKTUALIZACJA

Prace nowe - Bestia