Chodziliśmy z żoną po muzeum 2. Wojny Światowej w Gdańsku z jakimś poczuciem "poruszenia" - nie rozmawialiśmy prawie wcale podczas zwiedzania, ale po wyjściu zgodnie powiedzieliśmy, że to "ryje banię". Będę mówił za siebie - starałem się trzymać emocje na wodzy - ale pomimo tego, że muzeum nie epatuje emocjami (a mogłoby "rozwalić" emocjonalnie) to chodziłem ze ściśniętym gardłem. Wszystko z jakiegoś powodu ostatnio składa mi się w jedną całość - moje myśli oscylują wokół szeroko pojętej polityki/historii. Niestety wszystko może się powtórzyć - kiedy czytałem w muzeum o napięciach międzynarodowych, to tak jakbym czytał o XXI wieku. W Norymberdze też byliśmy w muzeum poświęconemu procesowi (wiadomo jakiemu), ale to jest jakby przefiltrowana wersja historii; również świetnie przygotowane ekspozycje, ale to nie dotyka (może poza salą sądową, w której czuje się (ja czułem) ciemną energię). Indywidualne historie ludzi zmuszonych do życia w wojennej rzeczyw...