"Profesor Stoner" John Williams - aktualizacja
Zdarza się dość często, że czytamy książkę, która jakoś nie przyciąga. Czasami nie z winny samej książki - może dopada nas rozkojarzenie, gubimy wątek... ale ktoś mówi "czytaj dalej, to się rozwinie". Tak właśnie było w przypadku "Profesora Stonera" Williamsa. Czytam i czekam "aż się rozwinie". Kiedy już złapało moją niczym niezmąconą uwagę - wątek się urywa, zaczyna się następny. Nic nie rozumiem, trochę się zżymam. Aż do pewnego momentu. Wracam do mojego wstępu: wydaje mi się, że czytałem książkę, która nie pobudzała mnie w ogóle. Do pewnego momentu: do finału, gdzie nagle zrozumiałem, po co autor "nudził" szczegółami z dość pospolitego życia tytułowego bohatera. W tym miejscu jedna uwaga na temat sztuki, którą już chyba werbalizowałem: sztuka nie musi się podobać (choć ja chcę, żeby moje spektakle się jakoś podobały), ma pobudzać. Trudno o tym pisać, nie uderzając w jakieś nuty patetyzmu, ale tak jest: że w książce pamiętamy jede...