"County" - czyli "Daleko od Reykjaviku"
Jak przyjemnie podgląda się warsztat innych reżyserów, ale też wybory artystyczne, no i ostateczne konsekwencje, które z tych wyborów wynikają. Już kiedyś pisałem, że nie zadowala mnie dychotomia podoba się/nie podoba się, więc na wstępie chciałem powiedzieć, że... nie podoba mi się, a jednocześnie wiele mi się tam podoba. I nie wynika to z moich predylekcji (chyba). Po pierwsze i najważniejsze: należy założyć, że wszystko, co dzieje się w filmie jest świadomym wyborem i ma czemuś służyć. Nie wynika z nieumiejętności twórców. Film opowiada o hermetycznym świecie, gdzieś na jego końcu. Do głosu dochodzą proste mechanizmy funkcjonowania w społeczeństwie i emocje z tego wynikające: niezgoda, rozpacz, bunt. Wszystko to jednak jakby przytłumione, niewyolbrzymione do gargantuicznych rozmiarów Avengersów, czy Władcy Pierścieni. Tempo akcji (artystyczny świadomy wybór) jest również dopasowane do tego świata - jakby świat stanął w miejscu - kiedy bohaterka pali - (to w je...