Sz(t)uka z pretensją
Kiedy żyje się w takim momencie, który może nie trwać wiecznie; kiedy wydaje się człowiekowi, że ogarnia, co się wokół niego dzieje: są cele, jest wysiłek, plany, tymczasowy brak strachu, nawet okazjonalny przypływ odwagi i wiary, że może się (chciałem napisać "wszystko") wiele (to słowo bardziej leży mi w ustach, lub jak kto woli pod palcami klawiatury), wtedy właśnie trzeba znaleźć sposób, żeby tego momentu nie przegapić, i nieustannie poszukiwać sposobu, żeby trwał choć jeszcze jeden dzień. Te przemyślenia dotyczą również pewnych refleksji, które mam dotyczących sztuki.
Po co ją chcemy robić? Całe życie byłem uczony, że sztuka to wyrażanie siebie, tym się kierowałem kiedy coś się powiodło. (O wielokrotnych porażkach szkoda pisać). Byliśmy w weekend w Zbrojowni w Gdańsku, oglądaliśmy "najlepsze" dyplomy z ASP. W opisach prac dominuje język, którego staram się unikać (ale też wpadam w pułapkę wyobrażenia, że sztuka wymaga opisu przy użyciu słów "współczesny", "kondycja człowieka", itd.
Przyglądając się sztuce... tak sobie myślę, że żeby naprawdę stworzyć coś wyjątkowego, musi to człowieka kosztować - coś wewnątrz się dzieje. (to też przerabiałem; miałem szczęście oglądać Irenę Jun i potem rozmawiać z nią o tych "kosztach" - potwierdziła, że tak jest zawsze w jej przypadku, kiedy jest dobra na scenie). Jednocześnie dobrze sobie zadać pytanie, które teraz zadaje sobie z przekonania jakiegoś dziwnego, że mam coraz mniej czasu - dlaczego ktoś ma czytać moje książki, oglądać spektakle, czytać artykuły...
Na zdjęciach: prace, które coś ze mną robią; dają jakąś przestrzeń dla głowy.
W tytule posta "szuka", no bo czym są te próby, jeśli nie szukaniem jakiegoś wehikułu, dla tego co siedzi we łbie.
Komentarze
Prześlij komentarz