Samotność wśród ludzi - "Halibut na księżycu" - David Vann

Jedno wiem na pewno - zrobię to w teatrze. Kilka lat temu "przyszedł" do mnie taki obraz - astronauta, który z pasją opowiada o kosmosie. Taka byłaby ekspozycja w teatrze. Ale to nie opowieść o fascynującym świecie nad naszymi głowami, tylko poruszająca historia o potrzebie "odcięcia" się od ludzi i zamieszkania z dala od nich. Historia o prawdopodobnej chęci zakończenia własnego żałosnego życia i ostatniej desperackiej próbie złapania czyjeś ręki.

Tak to widziałem wtedy. Zapisałem sobie to w moich notatkach. Little did I know, że kilka lat później trafię na książkę (z polecenia), która wypełni mi ten mój obraz doskonałym tekstem. Nie chcę spoilerować niczego, ale ta książka to bardzo akuratny obraz atrofii uczuć... albo może takiej ich nadwyżki, że nie można już tego znieść. 

Strasznie smutny tekst, w którym przeglądam się jak w lustrze. I zgadzam się z bohaterem - jego sytuacja nie jest dramatyczna, choć sam spodziewał się, że coś odczuje. A tu nic. Można tylko przytaknąć. I tak jego sytuacji nie da się ani zrozumieć, ani "normalny" człowiek nie jest w stanie pomóc. 

Tytułowy Halibut - to on sam (i nie tylko on). Moim zdaniem piękna metafora. 

"(Halibut) miał zaliczyć tylko jeden piękny lot, nic więcej. I tyle jest właśnie nam dane. Nikt z nas nie przeżyje. Możemy być ledwie eksperymentem. Miliardy ludzi istnieją na próżno, może jeden z nas na coś się przyda. Pomyślcie o tych wszystkich halibutach, które całe swoje życie leżały na płasko na dnie oceanu i umarły tam, w miejscu dużo bardziej przerażającym niż Księżyc..."

Jeszcze nie przemyślałem dramaturgii całości, ale mam zaznaczone konieczne teksty: rozliczenia ze sobą, z innymi, kłamstwa, niemoc, ból, i jeszcze raz niemoc, kilkakrotna niemoc, i wołanie o pomoc. 

Myślę, że ten piękny tekst uniesie forma "astronauty" i kosmosu. Trzeba będzie zbudować jakiś punkt, do którego dąży bohater (w książce dąży do śmierci), i na tym oprzeć budowanie dramaturgii całości. 

Zadzwoniłem do mojego przyjaciela Piotra Stawskiego, że mam taki tekst. Piotr by się idealnie nadawał z wielu względów, ale nie wiem czy odległość do Warszawy nie przekreśli tego projektu. 

Wymyśliliśmy z Piotrem (jeszcze zanim do niego zadzwoniłem), że zrobimy two for you: dwa monodramy: ja wyreżyseruje jego, a on mnie. I będziemy to razem grać. (choć ja nie wiem, czy ja jeszcze umiem cokolwiek zagrać). 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

"Barbie" - myśli - AKTUALIZACJA

Prace nowe - Bestia