Fallusy w przestrzeni publicznej - "Balkon" Klaty
Byłem na premierze (drugiego dnia) "Balkonu" - napisałbym, że według Geneta, ale to raczej inspiracja (moim zdaniem - na tyle na ile pamiętam tekst).
Muszę zacząć od tego, że to co napiszę wynika tylko z mojego punktu widzenia - do tego skonfrontowanego z moją Ukochaną, która twierdzi inaczej niż ja - a ja mam zaufanie do jej myślenia. Jednak nie ucieknę od Własnych myśli:
Ten spektakl na mnie działa z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że reżyser umiejętnie operuje językiem teatru i... te zabiegi to nie tricki tylko są absolutnie dopasowane do treści. Jest tam scena gdzie żołnierze strzelają - przerażająca. I na dodatek reżyser straszy nas dalej, kiedy zbliża ich do proscenium... w pierwszym odruchu chce się rzucić, żeby ochronić drugą osobę.
ale to nie jest tylko jęczenie na Polskę. W burdelu jest "burdelmama" - a tym burdelem jest... TEATR. (!!!!) Klata tym samym "wpasowuje" nasze środowisko do jego "właściwego" miejsca. I cały spektakl staje się taką metaforą (która zresztą jest zwerbalizowana), że biskup, sędzia, czy ktokolwiek inny - to jest teatr również - tworzymy wyobrażenia o sobie, gramy role, wytwarzamy sobie rzeczywistość, prowokujemy ją. Karmimy się nią.
I to teatr ("królowa" burdelu) ugina się ostatecznie przed nowym "władcą". To też jest coś innego, czego nie było u Klaty wcześniej (z tego co wiem)
To na razie tyle. To jest tak wielowymiarowy spektakl, że można pisać i pisać.
Dlaczego nazwałem posta "fallusy w przestrzeni publicznej" wyjaśnię w następnym poście.
Komentarze
Prześlij komentarz