"jesteś pedałem" - odpowiadam.

Obecnie przyglądam się, nie mogąc nic zrobić, jak jeden z moich przyjaciół umiera, więc nie zajmują mnie inne tematy. Bezsilność jest okropnym uczuciem. Podobnie jest z narracją w Polsce na temat lgbt. Nie da się zmienić myślenia. To jest gdzieś głębiej zakorzenione, i chyba nie podlega racjonalnej analizie.
Jestem heteroseksualny - to stwierdzenie jest dla mnie nic nie znaczące. Mógłbym być whatever.
Choć oczywiście łatwiej być "w większości". Dlaczego tak "bronię" homoseksualistów?

Najpiękniejszy dowód na istnienie miłości widziałem właśnie wśród homoseksualistów. Mówię najpiękniejszy, to znaczy: nigdy nie doświadczyłem takiego u hetero, co nie znaczy, że taki nie istnieje. Wśród homoseksualistów to jest prawdziwe uczucie - takie samo jak dla kogokolwiek innego. (Dziwię się sam sobie, że to piszę; to wydaje się takie oczywiste).

Mój nieżyjący już przyjaciel DeWayne, któremu zawdzięczam bardzo wiele, miał partnera Dona. Don zachorował na raka. DeWayne był z nim do końca, rozdarty na milion kawałków, cierpiący, niemogący poradzić sobie z jego odejściem.  Na łożu śmierci Don powiedział do niego "why me?".  DeWayne był nie do poznania. Z człowieka ciepłego, dobrego, została jakby powłoka. Cień tylko - jak zawsze uśmiechający się do wszystkich, ale wiedziałem, że on już nigdy nie będzie szczęśliwy.
Dwa lata po śmierci Dona, DeWayne przyjechał odwiedzić moją rodzinę z innym przyjacielem (nie wiem czy byli partnerami), i za każdym razem, kiedy do niego mówił, zwracał się do niego imieniem swojego zmarłego partnera Dona. Ten "nowy" człowiek strasznie się denerwował, a DeWayne tylko przepraszał. Jego ból był tak namacalny...  kochał swojego Dona miłością bezgraniczną. Rozpoznajemy z łatwością kiedy ktoś jest zakochany, i podobnie kumamy czym jest nieszczęśliwa miłość, tak samo jak znamy przypadki, kiedy rozłąka lub strata całkowicie niszczy drugiego człowieka.
Rok poźniej DeWayne zmarł. Sam. Zapijając swój ból, a ja przyglądałem się temu bezradnie tysiące kilometrów z dala. Mam o to do siebie ogromne pretensje, że nie byłem w stanie mu pomóc.
Jeżeli komukolwiek wydaje się to nienormalne, to się myli. Nie będę nikogo przekonywał. Cieszę się, że moja córka myśli podobnie jak ja, choć nigdy nie opowiadałem jej tej historii. Ale też widzę, że ludzie w jej wieku i młodsi (14) umieszczają na fb posty przeciwko lgbt.
Jeżeli ktoś szuka motywacji do twierdzenia, że gej jest "fe", bo Bóg tak mówi, to to nie jest mój Bóg. Głęboko wierzę, że jeśli Bóg istnieje, to mój przyjaciel jest w niebie, bo był naprawdę bardzo dobrym człowiekiem. Najlepszym jakiego znałem.
Spotkałem go raz we śnie. Na pustyni. Powiedział mi, że u niego po śmierci wszystko ok, i że mam pozdrowić Barrego, i przekazać mu, że wszystko ok. Powiedział mi, że u mnie też będzie ok. Śmieszne to było spotkanie. Bardzo amerykańskie.
O tym, że jest homoseksualistą powiedział mi po 3 latach naszej znajomości, kiedy jechaliśmy wypożyczonym samochodem przez jakiś most w Danii, jakby to była najnormalniejsza rzecz. Bo to jest najnormalniejsza rzecz.


Komentarze

  1. Mój Bóg też nie mówi, że gej jest fe. Jestem chrześcijanką, jestem katoliczką (z wychowania przynajmniej). Jestem coraz bardziej chrześcijanką coraz mniej katoliczką. Może katolicy zapomnieli co leży u podstawy chrześcijaństwa
    - miłość. A Jezus? - przeciwdziałający wykluczeniu społecznemu, przygarniający wszystkich SPOZA, kochający .... usłyszałam kiedyś w jakimś programie brytyjskim: "nawet gdyby nie był Bogiem musieli go zabić bo chciał zmienić stary porządek społeczny". Pozdrawiam Ewa

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

"Barbie" - myśli - AKTUALIZACJA

Prace nowe - Bestia