Prezydent nie żyje.

Brakuje słów. Jak pewnie wielu ludziom. Dziś do "końca świata i jeden dzień dłużej" dla mnie kończy się jakby nie było "jednego dnia dłużej". Dobrze, że kilka osób ze mną porozmawiało o tym. Partnera poznaje się też po tym, że nie zostawia drugiego z ciężarem. Ciężko to zrozumieć. Owsiak zrezygnował. Tym samym bezpardonowi wrogowie jego wygrali.Wrogowie czego? Złamali go.
Ale też wolę pomilczeć.
Bylem z córka na WOSPIE tłumacząc jej, dlaczego to robimy. Nie wiedziałem, że jestem z nią po raz ostatni w takim kształcie. Prezydent zmarł. Jakoś miałem nadzieję, że przeżyje. Nie będę udawał, że to mną nie wstrząsnęło. Piszę te słowa, które dość łatwo wychodzą mi "spod" klawiatury, ale wewnątrz czuję złość i smutek. Taka pisanina może wydawać się dziecinna. I pewnie jest. A jednak potrzeba wypowiedzi, jakiegoś usłyszenia smutku jest ogromna. Posegregowania tego. Uporządkowania.

Nie mam nic wspólnego z tymi ludźmi, którzy zbrodni przypisują komentarz "zasłużył sobie".
Słuchałem dziś ludzi, którzy wypowiadali się na ten temat. I nawet mieli dobre intencje. Ale im więcej słów padało, tym gorsze zaczęły snuć się teorie. Chłodne kalkulacje. Wypaczające uczucia.
Kilka razy poznałem prezydenta. On mnie nie znał.  Miło się ze mną przywitał. Byłem wtedy aktorem Stajni Pegaza.  To zresztą nie ma znaczenia.
Moje myśli grawitują wokół ludzi myślących dobrze. Współczujących. Mówi się, że po co kultura. Właśnie po to. Cytując za Różewiczem, "żeby być odrobinę lepszym". Szczególnie jeśli mówimy o empatii.
Jestem daleko od wieców i tym podobnych... ale tym razem muszę iść. o 18 przed ratuszem. Jeśli ktoś czuje podobnie, to spotkajmy się tam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

"Barbie" - myśli - AKTUALIZACJA

Prace nowe - Bestia