X Międzynarodowy Festiwal w Donzdorf - podsumowanie cz.1
Doświadczenie niesamowite. Bardzo dobre teatry. Nasz spektakl sprawdził się doskonale. Część ludzi wstała. Chwalono niesamowicie. Na żadnym polskim festiwalu nie nasłuchałem się tylu komplementów. Naoglądaliśmy się wspaniałego teatru. Każdy inny. Zespół z Południowej Afryki przypomniał mi po co robię teatr - że chodzi o uczciwe podejście do tematu. Mam wrażenie, że ostatnio o tym zapomniałem. Krótko mówiąc wróciłem z nową energią i chęcią.
Jest jeszcze jedna sprawa istotna: stempel reżysera. Nie mogę z tego rezygnować - z tych (często dość ryzykownych) poszukiwań formalnych. To jest mój język i widzę teraz, że to nas odróżnia wyraźnie od innych. Nie zawsze się sprawdza, ale na arenie międzynarodowej to po raz drugi się sprawdziło.
Nasz spektakl bardzo przyzwoity, ale nie tak dobry jak w Amberg. Tam od początku mieliśmy niesamowitą kontrolę. Tu ja zacząłem zdenerwowany (ręce mi się trzęsły - nie wiem dlaczego, wcześniej byłem spokojny), dopiero po 15 minut "wszedłem" porządnie w spektakl. Gorzej też było w dialogu pomiędzy nami. Niepotrzebnie też rozluźniłem napięcie w przedostatniej scenie. Trzeba już tam trzymać powagę, żeby ułatwić młodemu "śmierć". Scena seksu - nieprecyzyjnie wykonane zadanie.

Paradoksalnie po angielsku ten spektakl ma większe kopnięcie. Widzów intryguje forma.
Już dostaliśmy zaproszenie do Constans na przyszły rok. I czuję, że to nie ostatnie zaproszenie.
Marcus Joos dzięki któremu w ogóle pojechaliśmy na festiwal mówił, że będzie polecać nasz spektakl.
Komentarze
Prześlij komentarz