Śmierć... lub Koniec
Kiedy zespół dobry, to można poszerzać spektrum języka spektaklu. Szukać rozwiązań. Boże, jaka dobra była to próba... realizuje się wszystko w obrazach i dobrze podawanym tekście. Jeszcze jak ich trochę poniesie. W czwartek dokończymy i utrwalimy. Dokładność i dbałość jest wspaniała. I jeszcze jedna prawda: gdyby nie oni, to by nie było na taką pracę szans.
Spektakl jest pomysłowy, ale też bardzo konsekwentny. Temat ekstrapoluje na prowadzenie tematu "wobec widza". Raczej dobre są zadania aktorskie oprócz dwóch, które muszę przemyśleć. Większość jest wyzwaniem. Jeszcze trzeba pogłębić "wniknięcie" aktorów w środek, ale to się zrobi jak będą grali całość. Obiecujące. Może widzowi też sprawi tyle przyjemności, ile nam.
Wiem, że jest to przygotowanie do Belfra. Muszę tak stawiać zadania, żeby były trudniejsze do realizacji. Żeby się aktorzy rozwinęli jeszcze przed tą pracą.
Finalizować i pokazywać. Po Heysel w Koninie przyjętym owacją na stojąco (?) już czuję, że to już koniec rozwoju tego spektaklu. Swoje zrobił. Paradoksalnie bardzo rozwinął (piszę paradoksalnie, bo tam nie wiele jest do grania niby). I już wystarczy. (chyba też czuję taką atmosferę zmęczenia tym w zespole). Czekałem na Lukasza, aż dojdzie do prawdy w piłkarzu i doszedł, choć inną drogą ("Bądź ze mną").