Jestem w trakcie kończenia scenariusza do "Opowieści wigilijnej". W zasadzie pomysł, żeby akurat to zrobić zrodził się jakby mechanicznie - to znaczy potrzebne było "coś" świątecznego. Początkowo chciałem obsadzić Łukasza jako Scrooge'a, ale im dłużej myślałem o treści, tym bardziej przekonywałem się, że ja powinienem to zagrać. Nastrój postaci jest zbliżony do mojego ogólnego nastroju. Scrooge jest depresyjnym, "ciemno" myślącym, racjonalistą - przynajmniej na początku. Ot powstałby spektakl dla dzieci i dorosłych. Wczoraj doszedłem do sceny, kiedy bohatera odwiedza pierwszy duch - przeszłości. I jakby mnie piorun strzelił. Jednak nie ma przypadku (tekst wybrał mnie ;) ) - wzruszyłem się, kiedy postać wróciła do swojej przeszłości. To dla aktora oznacza, że jest szansa uzyskać jakiś rodzaj prawdy. Wiem, czego się będę w tych scenach chwytać. Nabiera to dla mnie od razu innego sensu. Co do tematu samego tekstu - już od długiego czasu zastan...
Napisałem scenariusz na 6 stycznia, wzorując się na rytmie Schillera - ale każdy tekst jest przeze mnie napisany. Czy to dobrze, nie wiem, ale to było ciekawe wyzwanie (tekstowo-rytmiczne). Idea jest jednak inna - nie chodzi o "pokazywanie" ludziom czegokolwiek - tylko o autentyczne klimatyczne wspólne śpiewanie. Jak zgrany mamy zespół - o tym świadczy tempo pracy - w zasadzie w dwie próby zrobiliśmy zarys całości. Nikt już nie zadaje mi zbędnych pytań. Ja nie wtrącam się w zbędne komentarze, co do spraw, które aktorzy muszą sobie ustawić między sobą. Jesteśmy skoncentrowani na efekcie. Ja robię komentarz do nagranej próby - tym samym praca idzie jeszcze szybciej. Dramaturgicznie jestem zadowolony. Daria jak zwykle świetnie wymyśliła "skrótowe" kostiumy. Mam nadzieje, że uda się stworzyć klimat. Zobaczymy. Zdjęcie z wczorajszej przymiarki kostiumów. Zadaje sobie jeszcze pytanie: co do możliwości wzruszenia kolędami. Tu dość duży nacisk jest na Martynę. ...
Ostatnio zwrócono mi uwagę przed Bitwą Teatralną (oddzielnie ją opiszę - będzie o złych wyborach), że nie komunikuję "o co mi chodzi" precyzyjnie. I trudno mi się z tym zgodzić, ale skoro mój aktor tak mówi, to trzeba się nad tym pochylić. Myślę, że ten problem dotyczy wielu reżyserów - mówimy jedno, a aktor słyszy to inaczej (!!!). Lub - gorzej - nie mówimy nic. To ostatnie raczej mnie nie dotyczy - ja nie mówię nic, kiedy po prostu nie mam nic do powiedzenia, lub jak nie znam odpowiedzi na pytania aktorów lub sensownego rozwiązania dla sceny. Ja mówię (chyba) sporo. Choć przez lata - wydaje mi się - że nauczyłem się hermetyzować uwagi; sprowadzać do jednego zadania. Sam, jako aktor byłem sfrustrowany, kiedy reżyser opowiadał mi, czego by chciał. Choć opowiadanie samo w sobie nie jest złe - bo daje aktorowi szansę własnej interpretacji, to ostatecznie może nie służyc spektaklowi, kiedy reżyser post factum ma pretensje, że "chodziło o co innego". Reżyser przy tak...