Narzucać czy nie? cz.1

Założenie: w trakcie myślenia koncepcyjnego; rozpisywania scen przy znajomości całości, i świadomości, 1) o czym jest oryginał 2) w jakim kierunku prowadzić spektakl 3) na ile oryginał należy (trzeba) "dopasować" pod tezę spektaklu.

Pytanie brzmi czy należy aktorom narzucać od początku interpretacje. Jakie są takiego działania konsekwencje - pozytywne i negatywne. 

Zacznę od tego, że decyzja czy "tak" lub "nie" - moim zdaniem została już zdeterminowana dużo wcześniej niż podczas pracy nad spektaklem. Jest ona zależna od charakteru osoby (i jego doświadczeń). Widziałem spektakle, które są atrakcyjne wizualnie, ale brakuje im sprawnego przebiegu dramaturgicznego. Takie spektakle "zgadzają" mi się z charakterem osób, które je reżyserują (oczywiście mówię o osobach, które znam osobiście). 

Podobnie jest z "narzucaniem" interpretacji - są tacy, którzy to robią i wymagają jednego konkretnego wykonania -  kurczowego trzymania się tego. Spodziewane skutki: spektakl będzie "równy" - aktor gra zawsze tak samo i to samo. (W zawodowym teatrze taką reputację ma np. Wilson). Potencjalne zagrożenia: spektakl może stać się mechanizmem odtwarzania rutynowych działań - ergo: "śmierci" w aktorze. Plusy: jest większa szansa (choć paradoksalnie niecałkowita), że spektakl utrzyma swoją inicjalną formę. 

Laikom wyjaśniam - każdy spektakl jest inny - od momentu powstania do ostatniego grania zmienia się. Pomimo tego, że Forma pozostaje ta sama, inne czynniki podlegają zmianom. Choćby dlatego, że dyspozycja aktora za każdym razem jest inna. Wchodząc w to głębiej - powstaje inna dynamika pomiędzy postaciami, wątkami, coś się nagle rozumie inaczej, no i inna jest dynamika: widz/aktor (energia). 

KAŻDY SPEKTAKL JEST INNY - moim zdaniem nawet taki, który jest USTAWIONY PRECYZYJNIE w punkt. (Widziałem takie przypadki). 

Moje decyzje w pracy są moim aktorom znane: ja nie ustawiam w punkt. Po pierwsze Precyzja nie leży w moim charakterze. Ten wątek warto rozwinąć - zrobię to w następnym poście.

Po drugie zakładam, że aktor jest twórcą. (Tak byłem traktowany, kiedy grałem w teatrze - to mi się podobało - z każdym graniem co innego do mnie dochodziło podczas spektaklu). Aktor podczas prób (i spektakli) potrafi pogłębić interpretację całości; może "dorzucić" coś, o czym reżyser nie pomyślał. Poza tym intuicja aktora to niesamowita rzecz - jak się daje mu (w miarę) wolną rękę - proces tworzenia jakości scenicznej jest po prostu wspaniały, i wart naszego wspólnego czasu.

Ja się przyglądam. Pytam. To też warto rozwinąć - o co pytam i kiedy. 

Ingeruję w wykonanie tylko, kiedy muszę. Zadaniem reżysera (moim zdaniem) jest takie obudowanie sceny FORMĄ (pomysłem), żeby a) chronić aktora - jeśli sobie średnio radzi. b) z jednoczesnym pozwoleniem mu odkrywać co "tam jeszcze jest w środku". c) ustalenie celów sceny z aktorem (nie ingerując w środki wyrazu - chyba, że to jest konieczne).

...Czytam to... i zastanawiam się, czy to co piszę jest jasne... czy tylko dla mnie? Na dniach zredaguje tę treść, i napiszę część drugą. 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść Wigilijna" - scenariusz

Trzech Króli!

Głos to najpiękniejszy.