Blaski i cienie - Narodowo 2024
Bez przeczytania książki de novo zacząłem pracować nad pierwszą wersją scenariusza, ale chciałem być mądrzejszy niż autor. Usłyszałem dopiero co zrobiłem z tekstem na pierwszej próbie. I trzeba było uczciwie przyznać, że ta manipulacja znaczeniem (na wzór "Dziadów" Nekrosiusa - odwrócenia znaczeń) była zupełnie pozbawiona sensu.
Zazwyczaj umiem się przed sobą przyznać, że to było idiotyczne - wyśmiewanie młodości Kordiana w "taki sposób" (mnie już o to w jaki) - tym razem jednak dopiero w nocy zaczęło do mnie dochodzić, że trzeba scenariusz napisać na nowo - i to całkowicie na nowo.
Druga próba - po 7 dniach pracy nad drugą (w zasadzie trzecią wersją) była już dużo lepsza. Na ucho było to niegłupie. A i młodość Kordiana (Mikołaj Skrzypczak) grała na korzyść inscenizacji - z jednej strony jego żarliwość, z drugiej młodzieńcze nieokrzesanie. Efekt: postać jest i serio i jednocześnie trochę śmieszna, patrząc "przez mędrca szkiełko i oko" (sic!). Celowo wrzuciłem scenę księdza (ja - dość słabo zagrane), żeby podkreślić, że młodość jest "durna i chmurna" (co mi te cytaty z Mickiewicza teraz przychodzą do głowy! Sic x 2).
Tekst został znacznie skrócony - nie ma kilku scen w ogóle z oryginału - bo wydawały mi się powtórzeniami napięć ze scen poprzednich. Sceny świetnie napisane - to bez wątpienia scena Strachu i Imaginacji - w ogóle dramaturgicznie oryginał jest dobrze wymyślony jak na Lesedrama (do czytania - nie grania na scenie). Najbardziej na mnie robią wrażenie sceny wymieszania realizmu z fantastycznymi scenami. Tam jest jakiś dobry balans, i brak oczywistości.
Dokonałem jeszcze kilka zabiegów - jednostka kontra tłum (żeby zmienić dynamikę), ale to jakoś nie zagrało. Tekst powinien być przerzucany pomiędzy postaciami, ale chyba nawet to nie załatwiłoby sprawy.
Zupełnie niepotrzebnie wpakowałem na scenę siebie i Piotra Rutkowskiego - to jest nauczka na przyszłość, że przy takim przedsięwzięciu (technicznie bardzo trudnym) lepiej nas zostawić "obok" - tym bardziej, że poza tekstem księdza (dla mnie istotnym w perspektywie całości), zupełnie bez sensu wrzuciłem ten wątek wewnętrznego "dowcipu" (w ogóle nieśmiesznego jak się okazało) z garbusem.
Na dzień przed premierą przeczytałem sobie notatki Leona Schillera - on myślał bardzo podobnie jak ja o tym dramacie.
Komentarze
Prześlij komentarz