Jestem przeciwny nieznającym sprzeciwu punktom widzenia, które dane osoby przedstawiają jako aksjomaty. Nawet krzty zastanowienia. Ani odrobiny wątpliwości co do ich słuszności. To wynika z jakiegoś wewnętrznego imperatywu, który każe mi się ciągle zastanawiać. To jest męczące. Kwestionować siebie. I tworzyć się od nowa. Do tego (według mojej filozofii pracy) pozwalać innym być artystami - tzn. nie narzucać mojego stylu. Wierzę w to głęboko. Nie wszystko musi być Dobre. Do tego dobra może dojrzewać. Czytałem niedawno ks. Tischnera, który wychowanie nazywa "przebudzeniem". Mówi o wskazywaniu, a nie prowadzeniu za rękę. O otwieraniu oczu, ale nie mówieniu o kierunku patrzenia (że tak to nazwę). To się mocno zgadza z moim myśleniem. Nie wiem czy dobrze myślę. Widzę jak moi koledzy mają myślenie nowocześniejsze - nastawione na efekt, na precyzję. Tego ostatniego szukam, ale nie kosztem autonomii aktora. I znowu nie wiem czy dobrze. W literaturze teatralnej zas...