OKR - finał
OKR jest najbardziej prestiżowym konkursem w Polsce. 10.000 osób bierze udział co roku. Jestem szczęśliwym wygranym 50. finału. W komisji oprócz: prof. Sliwonika, prof. Suchockiej, prof. Dąbrowskiego, Tadeusz Malak, i Irena Jun. Było to szczególne wyróżnienie, tym bardziej, że mówiło się trzy teksty (rok Mickiewicza). Ja wtedy umiałem mówić sprawnie, najważniejsze - byłem szczerze połączony z tekstami (wtedy najbardziej z Mickiewiczem). Nie był to mój najlepszy występ, ale został tak oceniony. Na pewno lepiej mi poszło kiedy zdobywałem 3. nagrodę w finale.
Mam nadzieję, że w przyszłym roku jeśli ktoś ode mnie dostanie się, to ja nie pojadę. Jest to bez sensu. Miło słucha się ludzi, ale po raz pierwszy poczułem jak recytacja ogranicza. Poza tym nie mówi się już od siebie, tylko się gra. Jest to raczej rodzaj rozrywki niż dzielenia się "światem". Może to jest tylko moja definicja recytacji, nie wiem. W każdym razie wolę monodramy. Z młodymi trzeba pracować nad tekstami, bo to jest podstawa umiejętności. Od tego się wszystko zaczyna. Każda kompetencja późniejsza. Nauczyć się mówić. I nie mówię o dykcji, tylko o "prawdzie" - wyrażaniu siebie, a i dyscypliny, i najważniejsze: Myślenie. Nie ma nic ważniejszego niż to ostatnie. Umieć myśleć o tym, o czym się mówi (i zanim - w procesie). Wydaje się to oczywiste, ale wystarczy pojechać na OKR, żeby się przekonać, że nie.
Do tego bywają odwrotne sytuacje: są tacy, którzy świetnie myślą, ale nie umieją tego przekazać. A są tacy, którzy stylizują myślenie, ale mają takie umiejętności, że jest to bardziej komunikatywne).
Dominik wygrał finał. Był dobry w wierszu (na otwartej jednej emocji ze świeżością intelektualną), i nienajgorszy w prozie (ponieważ źlę się czuł, przestał grać pod widza, i było to bardziej zdyscyplinowane). Pomijam jego reakcje po fakcie, bo o takich rzeczach chce się zapomnieć. Jak myślę o tym, to zastanawiam się czy na pewno dobrze prowadzę młodzież. Czy oni w przyszlości bedą się zastanawiać. Mówię to z perspektywy doświadczenia, i ze świadomością własnej pracowitości. Ostatecznie dochodzi do mnie, że taka młodość rządzi się innymi prawami. Chciałbym przyspieszyć sprawy w rozwoju, które mogą być przyspieszone tylko u tych, którzy może naprawdę chcieliby poodkrywać teatr.
Jest to taki problem, który Henryk powtarzał "kochasz teatr, czy siebie w teatrze".